KOMIKS POLSKI 2011

Istnieje pogląd, że im trudniejsza jest sytuacja ekonomiczno-bytowa danej społeczności, tym wyższy poziom osiągają wytwory jej kultury. Ostatnio dużo mówi się o tym przy okazji kryzysu greckiego, który owocuje zadziwiającą liczbą świetnych greckich filmów.

Mam wrażenie, że podobne zjawisko obserwujemy właśnie w Polsce. Rok 2011 był bowiem dla wydawców i czytelników historii obrazkowych wyjątkowo trudny, tymczasem śmiem twierdzić, że polski komiks ma za sobą najlepszy rok w dziejach! Nigdy wcześniej nie ukazało się jednocześnie aż tyle znakomitych krajowych produkcji.

Spośród wielu naprawdę dobrych komiksów chciałbym szczególnie wyróżnić pięć absolutnie wyjątkowych, prezentujących światowy poziom. Prawdziwym objawieniem tego roku jest dla mnie wydany przez Kulturę Gniewu komiks „Czasem” Grzegorza Janusza i Marcina Podolca. Podolec debiutanckim „Kapitanem Sheerem” od razu wszedł do krajowej czołówki, w „Czasem” zaś udowadnia, że nie ma mowy o jednorazowym wyskoku; jeśli nadal będzie rozwijał się tak szybko, można być pewnym, że rośnie nam artysta międzynarodowej klasy. Z kolei Grzegorz Janusz to uznana krajowa firma, nie tylko w dziedzinie komiksów. Jego twórczość lubię już od pierwszego wejrzenia (czyli przeczytanych dawno temu w „Fantastyce” nowelek), choć przyznam, że nie wszystkie jego scenariusze były dla mnie przekonujące. Tym razem jednak Janusz przebił wszystkie swoje dotychczasowe dzieła i w mojej ocenie z pozycji najlepszego polskiego scenarzysty przeskoczył na pozycję czołowego scenarzysty europejskiego (przynajmniej w dziedzinie komiksu alternatywnego)! Mam tylko nadzieję, że wydawca myśli o promowaniu „Czasem” za granicą, ten komiks to arcydzieło!

O ile „Czasem” pojawiło się dość nieoczekiwanie, o tyle na „Diefenbacha” Benedykt Szneider kazał nam czekać bardzo długo. Na szczęście okazało się, że warto było oczekiwać te dziewięć lat. Kreskę Szneidera uwielbiam właściwie od zawsze, ale to, co zrobił w najnowszym „Diefenbachu”, przechodzi ludzkie pojęcie. Pierwsze plansze komiksu wydają się jeszcze jakieś nierówne, ale od pewnego momentu miażdżą wprost gęstością, precyzją i rozmachem. Po tym popisie zaryzykuję tezę, że Benedykt Szneider w dziedzinie rysunku w czerni i bieli to ścisła europejska ekstraklasa.

Kolejny komiks, który, wydawało się, że już nigdy się nie ukaże, to „Szelki”. Wreszcie jednak ujrzał światło dzienne i jest jeszcze lepszy od „Szminki”. Jerzy Szyłak konsekwentnie drąży ulubione tematy ludzkiej perwersji, podłości oraz moralnej niejednoznaczności i robi to znakomicie. Im dalej historia się toczy, tym mniej oczywiste, kto jest zły, kto dobry i jaki będzie finał. Można nie gustować w tego typu historiach, ale nie sposób przejść obojętnie obok rysunków Wojciecha Stefańca. Bez dwóch zdań popełnił dzieło swojego życia (nie tylko dlatego, że „rysował” album sześć lat), prezentując styl z jednej strony niezwykle realistyczny (wręcz naturalistyczny), a jednocześnie – dzięki zadziwiającej grze kolorów – swój własny, unikatowy.

Dla miłośników komiksu obyczajowego, którzy nie mieli do tej pory styczności z „Ziniolem”, kolejnym objawieniem tego roku powinno być „Fotostory” Dominika Szcześniaka i Rafała Trejnisa. Podczas lektury wydania zbiorczego co chwila włączały mi się porównania z „Ghost World” i naprawdę ten komiks w niczym właściwie nie ustępuje dziełu Daniela Clowesa. Co prawda zakończenie tomu wprawiło mnie w lekki niepokój co do dalszego toku fabuły, ale i tak czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy.

Zaprezentowane powyżej tytuły dowodzą, że Polska stoi komiksem alternatywnym, jednak w tym roku pojawił się też „Wiedźmin: Racja stanu” Michała Gałka, Arkadiusza Klimka oraz Łukasza Pollera, czyli rasowe mainstreamowe fantasy. Ten komiks jest świetny i nie mam żadnych wątpliwości, że gdyby został wydany na rynku amerykańskim, to autorzy już realizowaliby regularną serię i… żyliby z tego jak pączek w maśle.

Te pięć komiksów absolutnie nie wyczerpuje ubiegłorocznych tytułów wartych uwagi. Z nową odsłoną („Na morzu”) powrócił nasz zwycięzca plebiscytu na komiks XX-lecia, czyli „Rewolucje” Mateusza Skutnika (tym razem ze wsparciem Jerzego Szyłaka). Kolejne tomy zaprezentowały uznane polskie serie: „Jeż Jerzy: Na urwanym filmie” (Rafał Skarżyskiego i Tomasza Lwa Leśniaka), „Biocosmosis: Emnisi #5 – Atlana” (Edvina Volinskiego i Nikodema Cabały), „Wilq #17: Podaj Macieju” (Bartosza i Tomasza Minkiewiczów) oraz kontynuacja legendarnej serii z PRL-u „Funky Koval”, zatytułowana „Wrogie przejęcie” (Macieja Parowskiego i Bogusława Polcha). Do tego dodać trzeba świetną antologię „The Very Best OFF The Ziniols: Greatest Hits Vol. 1 1998 – 2005”, „Scientia Occulta” (Roberta Sienickiego i Łukasza Okólskiego), „Boską Tragedię” (Macieja Łazowskiego), intrygujący „Szkicownik” (Karola Kalinowskiego), zrealizowany na zlecenie MSZ „Tymczasem” (Grzegorza Janusza i Przemysława Truścińskiego), zwycięzcę konkursu na komiks o Heweliuszu „Uczeń Heweliusza” (Macieja Jasińskiego i Krzysztofa Trystuły) oraz wykreowany przez czołowego polskiego pisarza komiks „Jakub Wędrowycz – Dobić dziada” (Andrzeja Filipiuka i Andrzeja Łaskiego).

Jakby tego było mało, doświadczyliśmy wyjątkowego wysypu zinów. Ich poziom był jak zwykle różny, ale przynajmniej kilka warto było przeczytać („Biceps”, „Hurra”, „Keft”, „Kolektyw”, „Karton”, „GTP”). Jak zwykle hiperaktywny był Ojciec Rene (zamieszczony w „1 Zine” „Dzień z życia Ojca Rene!” to jeden z najlepszych shortów, jakie w tym roku przeczytałem).

Trudno pominąć także wydawnictwa okołokomiksowe, których było zaskakująco dużo. Na nadmiar fachowych publikacji nie możemy narzekać, tymczasem w mijającym roku ukazały się aż trzy: „KOntekstowy MIKS. Przez opowieści graficzne do analiz kultury współczesnej” (antologia tekstów pod red. Grażyny Gajewskiej i Rafała Wójcika), „Historia Polski w komiksowych kadrach” (Justyny Czai) oraz „Druga strona komiksu” Jerzego Szyłaka, antologia różnych tekstów weterana polskich badań na komiksem. Dodajmy do tego aż trzy filmy dokumentalne: „Christa” i „Antresolka Profesorka Nerwosolka” w reżyserii Sławomira Malinowskiego oraz „W ostatniej chwili – o komiksie w PRL-u” Mateusza Szlachtycza. Dwa pierwsze wyglądają, niestety, na amatorską robotę; nie mam pojęcia, kim jest Sławomir Malinowski, ale wiem, że byłoby lepiej, gdyby zostawił robienie takich filmów fachowcom. Natomiast dokument Szlachtycza to w pełni profesjonalne dzieło, zrealizowane kompetentnie i ze znawstwem tematu, tyle że prezentuje fakty powszechnie znane osobom interesującym się komiksem. Z tego względu bardziej chyba jest przeznaczone dla osób spoza środowiska, które z nostalgii będą chciały poznać kulisy powstawania czytanych w dzieciństwie komiksów.

Nie można pominąć działalności „Zeszytów Komiksowych”. Periodyk Michała Błażejczyka nie tylko nie zwalnia obrotów, ale po uzyskaniu dofinansowania Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego zmienił całkowicie wygląd, stając się wydawniczą perełką. Warto kibicować „ZK” choćby z tego względu, że po zamknięciu papierowej wersji „Ziniola” to już ostatni specjalistyczny magazyn, w którym można przeczytać naukowe i popularnonaukowe teksty.

Pięknie rozwija się projekt „Centrala” Fundacji Tranzyt. To już nie tylko wydawanie świetnych książek i komiksów (Zograf – nareszcie!), ale też wsparcie wydawnicze dla „Zeszytów Komiksowych”, wystawy oraz festiwal „Ligatura” i cała masa intrygujących inicjatyw wokół niego (Ligatura Pitching, Abecedex, Silence, Checpoints, Ligatura Forum, Show Me Your Frame, Cookbook czy East Cover). Od dłuższego czasu uważałem, że w Polsce bardzo brakuje prężnego ośrodka studiów nad komiksem i wreszcie się go doczekałem. Co warte podkreślenia, Centrala od samego początku obejmuje swoim działaniem obszar całej centralnej Europy, tym samym automatycznie awansuje na jedną z najważniejszych inicjatyw tego typu na kontynencie.

Ligatura staje się też interesującą konkurencją dla Sympozjum Komiksologicznego, które corocznie odbywa się podczas łódzkiego festiwalu. Tymczasem inicjatywa Krzysztofa Skrzypczyka ma się świetnie, wokół sympozjum wyraźnie krystalizuje się stała grupa badaczy i teoretyków, co wydaje się pozytywnie wpływać na jakość naukowych rozważań. Co ciekawe, w tym roku sympozjum niejako wróciło do korzeni, zajmując się tematem tożsamości gatunkowej i swoistości komiksu.

Rozczarowuje za to działalność Polskiego Stowarzyszenia Komiksowego. Daleki jestem od stwierdzeń, że PSK nic nie robi, pal też sześć martwą stronę internetową czy średnio udaną „Komiksową Warszawę”. Ale to, w jaki sposób stowarzyszenie potraktowano przy okazji EKK czy OFF Festiwalu dowodzi, że nie jest ono postrzegane przez podmioty spoza środowiska za godnego partnera, brak mu siły przebicia, skuteczności i w ogóle pomysłu na siebie. Chyba nadszedł czas jakichś zmian (niekoniecznie personalnych) i porządnej dyskusji nad tym, co dalej. Znając osoby, które wchodzą w skład władz PSK, wiem, że stać je na znacznie więcej.

Życie fana to nie tylko lektura komiksów i publicystyki, lecz także festiwale. Co cieszy, imprezy komiksowe w Polsce można już liczyć w dziesiątkach, niemal w każdym województwie dzieje się coś ciekawego. Oczywiście pozycję lidera wciąż dzierży Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi. Choć obecna formuła festiwalu wydaje się powoli wyczerpywać, ciągle jest to największe wydarzenie środowiskowe, na które czeka się z niecierpliwością. Na pozycję wicelidera w mojej ocenie wychodzi szybko i ciekawie rozwijający się Bałtycki Festiwal Komiksu w Gdańsku. Więcej można było za to oczekiwać po Festiwalu Komiksowa Warszawa. Połączenie festiwalu z Warszawskimi Targami Książki wydaje się dobrym krokiem, wymaga jednak dopracowania od strony organizacyjnej i lepszego pomysłu na zaistnienie podczas Targów.

Obraz polskiego komiksu nie byłby pełny bez tego, co można przeczytać w Internecie. Smuci zawieszenie WRAKA przez Jarka Obważanka, ale życie nie znosi próżni. Świetną robotę wykonują portale Gildia Komiksu, Aleja Komiksu, komiksowe działy Poltergeista i Paradoksu, blog Kolorowe Zeszyty, a zwłaszcza blog „Ziniola” z cyklem „Kibicujemy”. Robią wrażenie kompetentne strony tematyczne DC Multiverse oraz Batcave. Warto było też w tym roku zaglądać na blogi Michała Śledzińskiego, Macieja Pałki czy Marka Turka.

Wygląda na to, że przewidywania Jakuba Sytego sprzed roku okazały się prorocze i spadek ilości wydawanych zagranicznych reprintów spowodował wzrost znaczenia rodzimych komiksów. Pozostaje więc chyba życzyć, aby rok 2012 był… równie trudny dla polskich czytelników, jak ten mijający. Jeśli przełoży się to na podobną liczbę znakomitych polskich produkcji, to wchodzę w to.

Michał Siromski