MIECZ NIEŚMIERTELNEGO TOM 22


222x300

Każdy kolejny tom „Miecza nieśmiertelnego” to przyjemność porównywalna z nowym odcinkiem ulubionego serialu TV, jednak doskonale naoliwiona machina Hiroakiego Samury zaczyna, niestety, poskrzypywać. Nadal jest to opowieść trzymająca w napięciu, lecz jakoś zgubił się kierunek, do którego wszystko zmierzało.

W poprzednim cyklu wydawało się już niemal, że Manji sprzymierzy się z Itto Ryu w walce ze wspólnym wrogiem – szogunatem, jednak nagle wszystko wraca znów do normy – przywódca Itto, Anotsu Kagehisa, powraca na drogę występku, Rin toczy sobie z Anotsu pogawędki na trawie, a po chwili znów chce jego śmierci. Dojo, które zostało spalone – wraca do życia, brakuje jeszcze tylko, żeby wróciła siostra głównego bohatera i staruszka, która obdarzyła go nieśmiertelnością, a będziemy znów w pierwszym tomie. Tylko po co?

Jedyny ciekawy progres fabularny to walka córki Habakiego Kagimury – Ryo z Magotsu Taito, który wcześniej przeciął Manjiego na pół i walczył jak równy z równym z innym twardzielem – Giichim. Nie będę uprzedzał, jak się zakończyła, bo zepsułbym najlepszy fun tego tomiku.

Ogólnie wydaje mi się, że cykl ten bardzo by zyskał, gdyby autor trochę bardziej skupił się na wątkach historycznych, bo one są tu obecne ale nawet nie na drugim planie, ale gdzieś w ogóle w tle, a przecież przełom XVIII i XIX wieku to fascynujący okres epoki Edo, kiedy Nippon otwierał się na świat zewnętrzny wskutek wzmożonego zainteresowania Rosji, Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych.

Jeśli w kolejnych tomach znów będziemy świadkami tropienia przeciwników, zastawiania pułapek, pojedynków i zaskakujących sojuszy, to może się okazać, że nawet najwięksi fani cyklu stracą cierpliwość. Z Itto Ryu zostało już tylko czterech wojowników mogących równać się z Manjim, Giichim czy nową ekipą Kagimury. Za chwilę Manji znów będzie musiał przyjść im z pomocą, zamiast pozbawiać ich życia – dla równowagi.

W Japonii ukazało się jak dotąd dwadzieścia osiem tomików, więc jeszcze co najmniej pięć przed nami. Liczę na to, że niedługo znowu warto będzie po nie sięgnąć nie tylko ze względu na oszałamiającą grafikę, ale też za sprawą zataczającej coraz szersze kręgi opowieści.

W tej chwili głównym powodem, dla którego z chęcią rzucę się na kolejny tomik, jest odpowiedź na pytanie – czy Habaki Kagimura popełni harakiri? To postać na tyle wielowymiarowa – z jednej strony skończony łotr, z drugiej honorowy samuraj i czuły ojciec – czy rzeczywiście scenarzysta zdecyduje się poświęcić tak ciekawego bohatera? Znając zasady dawnego przywódcy straży pałacowej, tylko jeden człowiek mógłby go odwieść od samobójstwa – sam szogun – Ienari Tokugawa.

„Miecz nieśmiertelnego” to wciąż moja ulubiona seria, jaka ukazuje się nad Wisłą. Aż szkoda, że kolejne tomy pojawiają się tak rzadko. Nieczęsto zdarza się, by jakiś cykl przemówił do mnie tak pozytywnie zarówno od strony graficznej, jak i fabularnej. Zaletą „Miecza…” jest wiarygodność psychologiczna postaci i unikanie nadmiernych uproszczeń, dodatkowo japoński sposób myślenia wciąż stanowi pewną nowość i dodaje wspaniałego kolorytu tej historii.

Byłoby miło, gdyby Hiroaki Samura miał jakiś pomysł, dokąd doprowadzić tę serię, a następnie ją zamknął w epickim stylu, ponieważ najgorsze co mogłoby spotkać Manjiego i Rin, to snuć się bez celu po gościńcach Japonii i od czasu do czasu przebić mieczem jakiegoś zagubionego przedstawiciela Itto Ryu. Oby tak się nie stało.

Arek Królak


„Miecz nieśmiertelnego” tom 22

Wydawnictwo: Egmont
Data wydania: 3/2012
Wydawca oryginalny: Kodansha Ltd.
Liczba stron: 216
Format: 115×180 mm
Oprawa: miękka
Papier: offsetowy
Druk: czarno-biały
Wydanie: I
Cena z okładki: 24,99 zł