~ Dwanaście prac Asteriksa~
***
Jak się okazuje, ciągłe upokorzenia, których Juliusz Cezar doświadcza z rąk Asteriksa, to za mało. Oto mieszkańcy Rzymu dochodzą do (jakże racjonalnego) wniosku, że skoro Galowie z małej osady nie chcą ustąpić potędze ich armii, muszą być bogami… albo co najmniej półbogami. Zażenowany tą sytuacją Cezar postanawia raz na zawsze pozbyć się problemu, wystawiając osadników na próbę. Jeśli niczym mitologiczny Herakles wykonają dwanaście zadań niemożliwych dla zwykłych śmiertelników, cesarz podda się i odda wodzowi Asparanoiksowi swoje laury. Jeśli zaś Galowie nie podołają chociaż jednej misji, skończą jako jego niewolnicy. Przepełniony pychą Asparanoiks przyjmuje wyzwanie, a do wykonania zadań zostaje wyznaczony oczywiście Asteriks z Obeliksem. Przed nimi potyczki ze sportowcami, syrenami, magami, duchami, krokodylami i urzędnikami administracyjnymi… To będzie nie lada zabawa.
Nim przejdę do recenzji tej książkowej adaptacji filmu z 1976 r., poruszę pewną inną kwestię: uwielbiam animację „Dwanaście prac Asteriksa” Renégo Goscinnego i Alberta Uderzo, którzy zaszaleli ze scenariuszem i zamiast stworzyć kolejną standardową przygodę Asteriksa i Obeliksa, postanowili pójść na całość z absurdem i wyobraźnią. Świat Asteriksa robi się nagle coraz bardziej i bardziej abstrakcyjny, jednak choć twórcy traktują jego zasady ze sporą swobodą, nie łamią nigdy tej najważniejszej – nie pozbawiają go zabawy. Humor stoi na równie wysokim poziomie co zawsze, oferując wszystko, za co kochamy tę serię. Każda z tytułowych prac jest niczym kolejny skecz napędzany osobowościami Asteriksa i Obeliksa. Pierwszy z bohaterów daje zresztą wyjątkowy popis ciętej gadki i manipulowania sytuacją (niestety są to często zapominane umiejętności tej postaci). Muzyka z animacją dodatkowo tworzą wspaniały, unikatowy klimat. Jest tu pewna przyjemna nutka mistyczności, mamy kilka sekwencji ciekawych artystycznie, a wspomniany surrealizm tylko służy humorowi.
Mój jedyny krytycyzm odnosi się do tego, że nikt nie przestrzega wiernych fanów, że powinni potraktować tę opowieść jako taki „Asteriksowy elseworld”. Zbyt wielka dawka abstrakcji, pewne zmiany względem komiksu (Rzymianie wydają się być kompletnie nieświadomi, że Galowie mają magiczny napój) i zakończenie będące żartem na koszt oczekiwań publiczności to zwyczajnie zbyt wiele, by całość nazwać częścią kanonu. Niemniej jednak jak zaobserwowałem, wydaje się, że z całej serii animowanych Asteriksów to właśnie tego wszyscy pamiętają najlepiej, szczególnie doceniając w nim pomysł na Dom, Który Czyni Szalonym. To jedna z tych scen, z której człowiek śmieje się, będąc dzieckiem, po czym dorasta i wszystko, co z niej pamiętał, staje się nagle tak niesmacznie prawdziwe, że wręcz upiorne…
Początkowo, gdy usłyszałem, że w Polsce ma się ukazać album pod tytułem „Dwanaście prac Asteriksa”, myślałem, że będzie chodzić o adaptację komiksową. A cóż by innego? Ku mojemu zaskoczeniu zamiast komiksu pojawiła się książka. Być może byłaby to przyjemna ciekawostka, tym bardziej że ostatnia książeczka o dzieciństwie Asteriksa i Obeliksa, choć krótka, była zabawna i bardzo sympatycznie wykonana. Tu niestety od początku do końca przeszkadza wykonanie. Ilustracje są akurat największym atutem. Wielkie, barwne obrazki nie są wprawdzie autorstwa Uderzo (choć ze dwa zostały bezpośrednio przerysowane z kadrów Asteriksa), ale większość wygląda zwyczajnie ładnie. Problemem jest narracja. O ile historia o tym, jak Obeliks wpadł do kociołka, była jak normalne opowiadanie, tak tu po narracji od razu widać, że mamy do czynienia po prostu ze streszczeniem filmu. Ba! Mówią nam o tym wprost odniesienia do „ruchów kamery”, „scen” i… no cóż, nazywanie całości filmem. Nie ukrywam, że w pierwszej chwili wydało mi się to nawet zabawnym zabiegiem, jednak szybko zaczęło drażnić.
Streszczanie gagów, które się widzi na ekranie, zwyczajnie nie działa na papierze. Co gorsza, kilka zostaje kompletnie spalonych. Scena, w której Asteriks przechytrza egipskiego maga, jest opisana, jakby narrator sam nie zrozumiał podstępu zastosowanego przez bohatera, a przy spotkaniu z Czcigodnym ze Szczytu zbyt szybko zdradzona zostaje ironiczna puenta. Z kolei cała akcja z Domem, Który Czyni Szalonym wydaje się zbyt okrojona i zrobiona zbyt na szybko. Książka nie oferuje także za wiele własnego humoru czy dialogów. Szkoda, bo być może to pomogłoby ją ożywić. Niezwykle irytuje, gdy narrator wytyka wprost, że na ilustracji obok widzimy taką i taką postać, nawet jeśli mówimy o umieszczonych w tle smaczkach dla fanów. Nie wiem też, czemu Długowieczniks jest nazywany Geriatriksem, ale to naprawdę najmniejszy z problemów.
Chyba głównym atutem książkowej wersji „Dwunastu prac Asteriksa” jest przypomnienie ludziom o animowanym pierwowzorze. Polecam ten film każdemu, nie tylko wielbicielom Asteriksa – to naprawdę świetna dawka humoru i absurdu. Gorzej z książką, która choć zachowuje sporo tekstów i żartów pierwowzoru, zwyczajnie jest wykonana o połowę infantylniej niż powinna. Nie jest droga, więc można kupić ją sobie jako fanowską ciekawostkę, która będzie się nieźle prezentować przy pełnej kolekcji (ilustracje są, jak mówiłem, prześliczne), ale poza tym nie jest to nic godnego polecenia.
Maciek Kur