„Saga” #3 – Recenzja
„Jeżeli coś kochasz, zabij to.”
Trzeci tom „Sagi” czytałem dwa razy. Raz w oryginale, raz w przekładzie na polski. Gdy sięgnąłem do tej części po raz pierwszy, wydała mi się nieciekawa na tle pozostałych. Dwa tomy wciągały w wir wydarzeń, wyraźnie kreśliły głównych bohaterów. Urzekały narracją i pomysłami. Trzecia część przygód wypadała na ich tle blado, szczególnie jeżeli była czytana w jednym ciągu. Teraz, gdy przyszło sięgnąć do „Sagi” na nowo, muszę zweryfikować swoją opinię.
Dobry komiks może stać się ofiarą własnego sukcesu. Jeżeli na rynku pojawia się pozycja, która łamie wszelkie schematy, zostaje okrzyknięta odkryciem, oczekujemy od niej dużo więcej. Ma zawsze łamać schematy, zawsze nas zaskakiwać. Nie wystarczy, że historia, jaką snuje kolejny album, będzie dobra, ma być lepsza od poprzedniej. Poprzeczka z numeru na numer jest zawieszona coraz wyżej, oczekiwania czytelników wywindowane do niemożliwych poziomów. Najgorsze jest to, że traci się punkt odniesienia. Sami autorzy muszą stawiać przed sobą coraz nowsze, trudniejsze wyzwania. „Saga” jest taką właśnie nowelą graficzną, tom trzeci stoi właśnie przed takimi problemami.
Zarówno Brian K. Vaughan, jak i Fiona Stamples nie obniżyli swojego poziomu, nadal jest najwyższy z możliwych. Mimo że materiał składający się na tom trzeci pochodzi z 2014 roku, to historia tam zawarta zasługuje na uznanie. „Saga” trzeci rok z rzędu wygrywa Nagrodę Eisnera za „Best Continuing Series”. Nadal jest to seria, która porusza trudne tematy. Otwarcie mówi o wykluczeniu społecznym, o skomplikowanych relacjach wewnątrz rodziny, a więc o tematach najbardziej dziś aktualnych. Problem z narracją w trzecim tomie „Sagi” to przesunięcie ciężaru z głównych bohaterów na osoby ich otaczające. Zmienia to strukturę snutej przez Briana K. Vaughana opowieści. Alana i Marko usuwają się w cień, a ich sytuację kreują inni. Ten właśnie dysonans spowodował moją początkową niechęć do tej części „Sagi”. Najlepsze jednak powieści s-f nie opisują heroicznych zmagań w odległych galaktykach. Najlepsze pozycje gatunku skupiają się na przeniesieniu obecnej rzeczywistości w przyszłość. Ze wszystkimi jej zawiłościami, problemami i lękami. Duet autorów historią wędrówki daje nam świetny komentarz do obrazu dzisiejszego społeczeństwa, jego zagubienia w tworzeniu więzów rodzinnych. Modeli, które różne pokolenia wypracowały, by stworzyć podstawowe zręby domu. Razem, podróżując przez galaktyki, widzimy, jak te modele wpływają na siebie, ścierają się ze sobą i współistnieją. „Saga” nie straciła nic ze swojej prawdziwości, która stała za jej pierwotnym sukcesem. Pomimo kolejnego roku wydawania, szczerze obnaża mechanizmy kształtujące świat wokół nas. Pokazuje bez ogródek, jak nasi rodzice nas kształtują. Jak przeżycia z czasów dzieciństwa odciskają na nas swoje piętno. Wszystko to zamknięte motywem podróży w poszukiwaniu domu. Symbolicznego i faktycznego.
Fiona Stamples jako grafik nadal wspiera scenarzystę w jego wysiłkach. Utrzymuje oprawę na najwyższym poziomie. Postacie przedstawione przez nią odbiegają od standardów mainstreamu. Realne, nie piękne, bajecznie dziwaczne i zarazem niezwykle rzeczywiste. Dzięki szerokiemu wachlarzowi umiejętności i tematów możemy podziwiać w „Sadze” jej kunszt. Nieważne, czy rysuje postacie straszne, śmieszne, czy też z punktu widzenia opowieści mało istotne. Tak samo zachwycają obrazy Zaczajonej, jak i bezimiennych postaci tła. Grafiki komponowane przez Fionę są pełne pasji, mimo ograniczeń prostoty świata postrzeganego oczami dziecka. Niestety, taki przesyt doznań z czasem powszednieje. Jeżeli jesteśmy otoczeni rzeczami pięknymi, przestajemy zwracać na nie uwagę. Nieważne, czy jest to obraz potwora, latający rekin, czy też ludzie ociekający seksapilem. To główny problem „Sagi”. Graficznie dotarła do punktu, gdzie stała się bardzo dobrym rzemiosłem. Rzemiosłem, które służy do przedstawienia konkretnej historii. Takim, które ma konkretne zadania. Fiona Stamples potrafi dzięki swoim rysunkom nadać scenom, kreślonym słowami swojego partnera w zbrodni, nowego wymiaru. Jej praca ma uzupełniać opowieść i robi to po raz kolejny znakomicie. Jeżeli mam być szczery, to jedynym niedociągnięciem, które niekoniecznie jest zależne od jej decyzji, jest wybór okładki na wydanie zbiorcze. Wydawnictwo odpowiedzialne za polską wersję również nie ma na to dużego wpływu. Mój typ trafił ostatecznie na tylną okładkę.
Brian K. Vaughan poprowadził tom trzeci w określony sposób. Można go za to cenić, bo złamanie chronologii jest zawsze krokiem odważnym. Można go za to również potępiać. Osobiście nie jestem fanem retrospekcji. Ten zabieg jest nadużywany w komiksowym medium, a mało kto potrafi wyjść z niego obronną ręką. Przez lata stał się symbolem wtórności gatunku. Co gorsza, za sprawą takich tytułów jak „Arrow” przesączył się na kolejne media. Trzeba wielkiej odwagi, by się na niego zdecydować. Scenarzysta „Sagi” może być stawiany za wzór. Retrospekcja w trzecim tomie nie tylko pozwoliła na ukazanie odmiennej perspektywy, była też potrzebna. Historia w rękach dynamicznego duetu nabrzmiała, nabrała tempa do kolosalnych rozmiarów. Osiągnęła punkt, gdzie nie można było pominąć istotnych kwestii tła, elementów, o których narratorka nie mogła mieć pojęcia. Pomijam fakt, że cała „Saga” jest opowieścią retrospektywną. Pisaną przez wspomnienia, często wyidealizowane, a często dla kontrastu zderzone z bardzo dojrzałą i trzeźwą oceną. To nadaje niezwykłego charakteru wszystkim tomom komiksu. Najważniejsze jednak jest to, że gdy Brian K. Vaughan zdecydował się na zabawę z chronologią, zrobił to poprawnie. Nie jest to wtórne, nie użył tego zabiegu, by łatać dziury w fabule. Konsekwentnie i z rozmysłem dodaje kolejne elementy historii, powoli odsłaniając tajemnice bohaterów. Co więcej, akcja zrównuje się w punkcie czasowym z wydarzeniami z poprzedniego tomu w sposób niezauważalny. Wydarzenia przedstawione w trzecim albumie płynnie przechodzą z przeszłości w teraźniejszość. Jak za naciśnięciem guzika stopklatki zostają wyzwolone kolejne kadry. Kadry, które trzymały nas w napięciu od poprzedniego tomu.
Czasem wydarzenia niezbyt pasjonujące muszą się pojawić. Jest to potrzebne dla dobra opowieści. Odbiorca musi posiadać szersze tło, by w pełni zrozumieć wizję artysty, która jest przed nim roztaczana. Nie zawsze te informacje mogą być przedstawione w sposób interesujący. Elementy, które są kluczowe dla całej historii, jak puzzle muszą trafić we właściwe miejsce. Dopiero wtedy cała skomplikowana układanka nabiera sensu, nowego znaczenia. To, co zostało zrobione dla sagi, to przedstawienie tej jazdy obowiązkowej w sposób niebanalny. Taki, który pozwoli czytelnikowi w pełni cieszyć się z historii, którą otrzymał. Tutaj chciałbym podziękować właśnie za to. Za ten niezwykły prezent, bo mimo że tom trzeci zwolnił, skupił się na relacjach czysto rodzinnych, urzekł mnie. Nawet jeśli musiałem drugi raz do niego sięgnąć, by w pełni go zrozumieć. Tak naprawdę, buddyjskie przysłowie zen mówi: „Jeżeli coś kochasz, zabij to” ‒ chodzi o nic innego jak odrzucenie własnych uprzedzeń. Tylko to nas ogranicza, a czasem naprawdę warto przemyśleć swój punkt widzenia.
Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Rafał Pośnik
Tytuł: „Saga” tom 3
Scenariusz: Brian K. Vaughan
Rysunki: Fiona Staples
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Wydawca oryginalny: Image Comics
Wydawca: Mucha Comics
Data premiery: 7.10.2015 r.
Oprawa: twarda
Format: 17 x 26 cm
Papier: kredowy
Druk: kolor
Liczba stron: 152
Cena: 59 zł