Stworzenie komiksowej biografii to ciężki kawałek chleba. Stający przed tego typu wyzwaniem twórcy najczęściej korzystają z dwóch sprawdzonych dróg – pierwsza to sięgnięcie po już istniejącą książkową biografię i pieczołowite ilustrowanie jej niemal zdanie po zdaniu, z zachowaniem realiów historycznych i uszanowaniem wymogów gatunku: urodził(a) się, dorastał(a) tu i tu, przeprowadził(a) się tam i tam, robił(a) to i to, zmarł(a). Powstaje czytelna, przejrzysta, dobra dla laika lektura z obrazkami, zgrabne narzędzie dydaktyczne. Druga droga również wymaga od artysty doskonałej znajomości materiału źródłowego, jednak tutaj także czytelnik musi podjąć choćby minimalny wysiłek – prawem twórcy jest w tym wariancie subiektywny wybór najciekawszych zdarzeń, najzabawniejszych anegdot czy najbarwniejszych przygód, jakie przytrafiły się bohaterowi biografii, i prezentacja ich w komiksowej formie. Resztę istotnych szczegółów będzie można doczytać w posłowiu albo w przypisach.

To oczywiście uproszczenie. Patrząc na całkiem pokaźną listę biograficznych tytułów na polskim rynku komiksowym, nie sposób nie dostrzec różnorodności i twórczej fantazji. Niektórzy autorzy relacjonują wędrówki historycznymi szlakami swoich bohaterów („Śladami Joyce’a”), inni na bieżąco komentują wyniki własnych badań i ich przebieg („Munch”), jeszcze inni pod pretekstem pisania biografii opowiadają własne losy, wskazując podobieństwa i różnice w życiorysach („Oczko w głowie tatusia”). W tym roku do grona wyróżniających się publikacji dołączył nowy gatunek.

Jest rok 2011. Katowice szykują się do wyścigu o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016. Pomysł władz miasta zakłada stworzenie kilku albumów komiksowych poświęconych wybitnym postaciom rodem ze stolicy Górnego Śląska. W tym samym czasie w Gliwicach Marek Turek wpada na pomysł stworzenia komiksu o Hansie Bellmerze, wybitnym artyście niemieckiego pochodzenia, urodzonym właśnie w Katowicach. I chociaż ostatecznie tytuł otrzymał Wrocław, a i z szeroko zakrojonego miejskiego projektu nic nie wyszło, Turek nie byłby sobą, gdyby nie doprowadził sprawy do końca.

I chwała mu za to, bo „Bellmer” jest tytułem absolutnie wyjątkowym. Autor określa go nieco prowokująco „Niebiografią”, jednak mimo zadziorności tego miana trudno znaleźć bardziej trafne. To zdecydowanie nie opowieść fikcyjna, bo na kartach komiksu pojawiają się wyłącznie autentyczne wydarzenia, osoby, miejsca i dzieła – niczym w prawdziwej biografii. Zarazem jednak Turek jawnie odrzuca opisane powyżej zgrane modele narracyjne. Sięga ze swoim przekazem dalej, robiąc to nawet kosztem warstwy faktograficznej, łamiąc wszelkie zastane porządki (poza chronologicznym).

„Bellmer” to opowieść o wyjątkowym człowieku i jego sztuce, pozbawiona słów. Z plansz bije oniryczny, unurzany w nierzeczywistości klimat, chociaż wszystko nieustannie opiera się na realności i jej historycznie weryfikowalnych aspektach. Snuta przez Turka narracja o Bellmerze przypomina trans wywołany długim obcowaniem ze sztuką. Tworzone przez niemieckiego artystę fotografie i rzeźby stają się równie ważnym elementem historii jak kluczowe epizody z jego życia. Nawet pozornie nieistotne szczegóły na kadrach komiksu znienacka ogromnieją, wypełniają sobą przestrzeń i zmieniają perspektywę czytelnika-widza. To nie wyrachowana, chłodna muzealna kontemplacja, w której autor-erudyta dzieli się ciekawostkami i powtarzanymi przez ekspertów opiniami. To przeżycie sztuki Bellmera w sposób czysty i gwałtowny. I Turek dzieli się z nami tym przeżyciem bardzo hojnie.

Żadnemu polskiemu czytelnikowi komiksów czarno-białych dorobku Marka Turka oczywiście przedstawiać nie trzeba, jednak na kartach „Bellmera” przechodzi samego siebie. Chociaż charakterystyczny styl i jego szerokie, smutne twarze postaci są rozpoznawalne na pierwszy rzut oka, sugestywność wizji i oparta na kontrastach ekspresja dosłownie zapiera dech. „Bellmer” to rysunkowy poemat o procesie twórczym, oferujący znacznie więcej od zwykłej biografii. Pozwala nie tylko dowiedzieć się kilku faktów o wybitnym artyście, ale przede wszystkim umożliwia pełne zanurzenie w esencji jego twórczości. To szalony sen Marka Turka o Hansie Bellmerze, a my mamy szczęście, że możemy zajrzeć do jego głowy.

Dziękujemy wydawnictwu Kultura Gniewu za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Rafał Kołsut

Wydawnictwo: Kultura Gniewu
Liczba stron: 112
Format: 165 x 235 mm
Oprawa: twarda
Druk: cz.-b.
Wydanie: I
Cena z okładki: 49,90 zł