W pierwszym tomie „Ultimate Spider-Man” poznaliśmy nową wersję narodzin jednej z najpopularniejszych postaci ze świata Marvel Comics. Wierną, a jednak bardziej szczegółową. Po pierwszych przygodach wydawało się, że Peter Parker wychodzi na prostą. Niestety jednak jego wytchnienie jest krótkie. Drugi tom przygotowany przez Egmont to znacznie więcej tego, co fani Spider-Mana lubią najbardziej.
W kilkunastu zeszytach, które dostaliśmy w poprzednim tomie, Spider-Man zdążył nieźle namącić w Nowym Jorku. Stoczył swoje pierwsze poważne walki, z tak klasycznymi przeciwnikami jak Kingpin czy Zielony Goblin. Poznaliśmy także Otto Octaviusa, który nieźle namiesza w historiach z drugiego tomu. Peterowi udało się w końcu dostać pracę w „Daily Bugle”, a relacja z Mary Jane zaczęła nabierać kolorów. Sielanka? Tylko na chwilę.
Starzy wrogowie, nowe historie
W drugim tomie „Ultimate Spider-Man” zgrabnie powracają wątki z poprzedniej części. Dostajemy także jednocześnie kolejne nowe odsłony starych, tak dobrze nam znanych wcześniej postaci. Na naszych oczach wspomniany wcześniej Otto Octavius przechodzi przemianę i staje się Doktorem Octopusem. Do tego, jakby Parker miał za mało kłopotów, pojawia się Kraven, który chce zapolować na Spider-Mana. Ale na przeciwnikach pajęczaka nie koniec. Pojawia się także… Gwen Stacy!
O Ottonie i Kravenie mogliśmy się dowiedzieć już z zapowiedzi komiksu. Przyznam, że początkowo obawiałem się, że nagromadzenie tak znaczących postaci zaszkodzi scenariuszowi. Po prostu co za dużo, to niezdrowo. Jednak zostałem fantastycznie zaskoczony. O warsztacie Briana Michaela Bendisa słyszy się wiele różnych opinii, jednak wydaje mi się, że „Ultimate Spider-Man” to jego szczytowe osiągnięcie.
Pomimo tego, że akcja dzieje się niemal non stop, to jako czytelnik nie miałem poczucia przeładowania tematem. Wprowadzenie kolejnych postaci odbywało się w sposób płynny i co więcej bardzo spójny. Wspomniany Kraven chociażby to telewizyjna persona, nieco bezczelny typ, z ego większym niż Empire State Building. Jednak coś w nim jest. Bendis napisał go tak, że czytelnik ma prawo uwierzyć, że jest on prawdziwym wyzwaniem dla głównego bohatera. Wspomnę jedynie, że moment, w którym przyszło im się w końcu zmierzyć, był po prostu przepiękny.
Nowe wersje znanych postaci
W świecie Ultimate nie tylko Spider-Man jest inny, lecz także większość postaci, które poznajemy wraz z nim. Czasem są to różnice kosmetyczne, dotyczące np. jedynie wyglądu, jak np. w przypadku odmłodzonej cioci May. Niekiedy dostajemy jednak tak odmienną wersję dobrze nam znanej persony, że po prostu szczęka opada. Tak zareagowałem na Gwen Stacy w buntowniczym, punkowym wydaniu. Przez dobrą „chwilę” nie wiedziałem wręcz, co o niej sądzić, ale podoba mi się ten niespodziewany nowy wizerunek.
Jeśli już o wizerunku mówimy, to czas najwyższy wspomnieć co nieco o tym, jak komiks został narysowany. Serię wciąż ilustruje Mark Bagley, więc pod tym względem niewiele się zmieniło. W trakcie lektury odniosłem wrażenie, że rysownik coraz bardziej odnajduje się zarówno w tym świecie, jak i lepiej rozumie postacie, których losy nam przybliża. Przy recenzji pierwszego tomu wspomniałem, że kreska Bagleya jest jednym z tych powodów, które sprawiają, że komiks ten świetnie i szybko się czyta. Opinię tę podtrzymuję. Artysta świetnie oddaje emocje bohaterów, także te skomplikowane. Dynamizm jego kreski, precyzja, dbałość o szczegóły wciąż robią na mnie wrażenie.
Zbiorcze wydanie ma dwa mankamenty
Polskie wydanie „Ultimate Spider-Man” w zbiorczych tomach ma tylko dwa minusy. Po pierwsze, przy tak grubym tomie, zwłaszcza w jego dalszej części, scen z rozkładówek czasem nie da się odczytać. Co bym nie odchylał strony, to niestety nie wszystkie elementy były w pełni czytelne/widoczne. Po drugie, ze względu na konieczność zachowania oryginalnego układu stron, pojawiło się kilka pustych kartek – na końcu rozdziałów. Wolne strony są zrozumiałe, by zachować porządek. W trakcie lektury pomyślałem jednak, że na miejscu pustych kartek z symbolem Spider-Mana mogłyby pojawić się alternatywne okładki. Przy czym zaznaczę, że nie wiem, czy było to w ogóle możliwe ze względu na umowy licencyjne.
Poza tymi dwoma szczegółami, które, o ile pamiętam, są wspólne z oryginalnym wydaniem, nie ma do czego się przyczepić. Twarda oprawa, dobrej jakości papier i świetna praca tłumacza. Nie przesadził on z próbą lokalizacji komiksu ani uwspółcześnieniem młodzieżowego języka. Jeśli chodzi o dodatki, to tak jak w pierwszym tomie na końcu dostajemy galerię szkiców.
Pierwszy tom „Ultimate Spider-Mana” postawił wysoko poprzeczkę. Świeże spojrzenie na tę klasyczną postać Marvela pozwala cieszyć się nią zarówno nowym, jak i stałym czytelnikom przygód Pajęczaka z sąsiedztwa. Poza tym, to także superhero na porządnym poziomie. Inteligencja czytelnika nie jest ani razu obrażana w trakcie lektury, a to naprawdę niemało.
Dziękujemy wydawnictwu za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Wydanie: 2018
Seria/cykl: MARVEL CLASSIC
Scenarzysta: Brian Michael Bendis
Ilustrator: Mark Bagley
Tłumacz: Marek Starosta
Typ oprawy: twarda