Dziś Netflix wypuścił serial „Umbrella Academy” na podstawie komiksu napisanego przez Gerarda Waya… frontmana zespołu „My Chemical Romance”. Seria o niezwykłej grupie bohaterów pierwotnie została opublikowana przez Dark Horse Comics. Już niedługo zawita do Polski za sprawą Wydawnictwa KBOOM. Z tej okazji przypominamy recenzję pierwszego tomu sprzed kilku lat i podpowiadamy z czym mamy do czynienia.

Początkowo ekranizacja „Umbrella Academy” miała być filmem wyprodukowanym przez Universal Studios. Za scenariusz miał być odpowiedzialny Mark Bomback (z komiksowych adaptacji, przy których pracował, można wymienić „The Wolverine”, „Zmierzch planety małp”, „Logan”, „Wojna o planetę małp”, „Król wyjęty spod prawa”). Jednak w 2010 roku zastąpił go Rawson Marshall Thurber („Skyscraper”, „Millerowie”, „Central Intelligence/ Agent i pół”). Jednak projekt ten, jak to często się zdarza w Hollywood, utknął w producenckim limbo.

Długa droga do domu

Temat ekranizacji komiksu powrócił dopiero w 2015 roku, kiedy to zaczęto mówić, że „Umbrella Academy” ma szansę pojawić się jako serial. Dwa lata później oficjalnie ogłoszono, że platforma streamingowa Netflix wyprodukuje serial. Gerard Way (scenarzysta) oraz Gabriel Bá (rysunki) zostali producentami wykonawczymi. Tzw. „showrunnerem”, można powiedzieć, że osobą decydującą o produkcji, został Steve Blackman. W różny sposób jest on odpowiedzialny za takie seriale jak „Fargo”, „Legion”, „Altered Carbon”, „Bones” czy „Outsiders”.

O czym jest „Umbrella Academy”? Fabuła serialu dosyć wiernie oddaje historię z komiksu. Akcja rozpoczyna się w równoległej rzeczywistości. Główną różnicą wobec naszego świata jest fakt, że nigdy nie doszło do zamachu na Johna F. Kennedy’go. W 1977 roku na świat przychodzi 43 dzieci o nadnaturalnych zdolnościach. Sir Reginald Hargreeves aka The Monocle adoptuje siedmioro z nich. To właśnie ich historie poznajemy w „Umbrella Academy”.

Nie będziemy zdradzać szczegółów na temat serialu. Napiszemy tylko, że pierwsze recenzje zebrane przez Rotten Tomatoes są pozytywne.


W rolach głównych zobaczymy m.in. Ellen Page, Toma Hoopera, Roberta Sheehana, Emmy Raver-Lapman, Adama Godleya, czy Colma Feore.

Dla polskiego odbiorcy popkultury istotny może być fakt, że wydawnictwo KBOOM zapowiedziało, że w maju 2019 roku wyda pierwszy tom serii – „Umbrella Academy: Apocalypse Suite”. Krótką recenzję tego tomu, pokazującą mniej więcej, czego można się spodziewać, przeczytacie niżej. Znając dotychczasową jakość wydań KBOOM, zdaje się, że możemy liczyć na komiks z dobrym tłumaczeniem i świetnie wydany.

Recenzja Umbrella Academy: Apocalypse Suite opublikowana pierwotnie w 53 numerze KZ

Zbierając się do lektury tego komiksu, miałem mieszane uczucia. Pochlebne recenzje, jakie „Umbrella Academy” dostała za Oceanem, nie okazały się jednak przesadzone. Gerard Way, frontman rockowej kapeli My Chemical Romance, objawił swój pisarski talent w wielkim stylu. Prestiżowe nagrody Eisnera i Harleya zdobyte przez tę nowelę graficzną w kategorii „najlepsza nowa seria” mówią same za siebie.

Zacznijmy od tego, o co chodzi w tym komiksie. Na świecie samotne, nieciężarne kobiety nagle urodziły dzieci. Milioner wynalazca Reginald Hargreeves (w rzeczywistości kosmita), znany jako Monokle, spośród czterdziestu trzech zaadoptował siódemkę, którą udało mu się odnaleźć. Na celu miał ratowanie świata, więc wychował ich i wytrenował. Pierwszym przeciwnikiem młodych herosów był zombie robot Gustav Eiffel (tak, zgadza się ‒ robot zombie). Główna akcja dzieje się dwadzieścia lat później, gdy wychowankowie Hargreevesa spotykają się na pogrzebie ich przybranego ojca. Tym razem ich misją jest… ocalić świat!

Miszmasz znanych motywów

Nie brzmi nowatorsko, a skojarzenia z X-Menami są nieuniknione. Way nie ukrywa, że pisząc tę sześcioczęściową miniserię, inspirował się mangą, komiksem europejskim (m.in. słynnym Moebiusem) oraz serią „Doom Patrol” z runu jego ulubionego scenarzysty, Granta Morrisona. Sam Morrison był pod wielkim wrażeniem „Umbrella Academy”, a skoro takiego starego wyjadacza może zaskoczyć pierwsze komiksowe dzieło rockmana, to coś w tym musi być.

Bohaterami „Apocalypse Suite” są Spaceboy (mężczyzna z ciałem małpy), Kraken, Séance, Rumor (jej mocą jest to, że wszystko, co powie, staje się prawdą), Vanya, Number Five i Horror (ten akurat nie żyje, nie wiemy, w jakich okolicznościach zginął). Oprócz nich występują między innymi Dr. Pogo ‒ ni mniej, ni więcej tylko gadający szympans ‒ oraz grupa szalonych muzyków, którzy chcą zniszczyć świat.

Gerard Way nie tylko wymyślił ciekawą intrygę i znakomicie nakreślił postacie, pozostawił także wiele niedopowiedzeń w dużej mierze dotyczących przeszłości bohaterów, a nie samego głównego wątku, dających mu duże pole do popisu przy kontynuacji, jaką jest również sześcioczęściowa miniseria, tym razem zatytułowana „Dallas”. Okładki Jamesa Jeana do poszczególnych numerów również zasługują na uwagę, ale każdy, kto widział okładki do „Fables”, dobrze wie, że Jean jest jednym z najlepszych w branży.

Wspaniała lektura!

Peany na temat scenariusza już były, warstwa graficzna również nie pozostawia powodów do narzekań. Gabriel Bá nadaje komiksowi specyficzny klimat, można w nim wyczuć trochę powiew wiktoriańskiej Anglii. Barwy są przygaszone i dobrze współgrają ze scenariuszem Waya.
Nie pozostaje mi nic innego, jak zachęcić do puszczenia płyty „Black Parade” zespołu My Chemical Romance i zanurzenia się w lekturze „Apocalypse Suite”. Nie przechodźcie obojętnie wobec tego komiksu, bo ominie Was naprawdę coś wspaniałego.

Damian „Damex” Maksymowicz
„Umbrella Academy”: „Apocalypse Suite”
Scenariusz: Gerard Way
Rysunki: Gabriel Bá
Kolor: Dave Steward
Wydawca: Dark Horse Comics
Stron: 192
Data publikacji wydania zbiorczego: 2008
Cena: 17,95 dol.