„Spider-Man: Daleko od domu”, lub jeśli ktoś woli „Spider-Man: Far from home”, to ostatni filmu MCU z tzw. trzeciej fazy. Epilog do opowieści budowanej przez ostatnie 10 lat. Wciąż młody Peter Parker mierzy się z konsekwencjami wydarzeń z „Endgame”, ciężarem przejmowania pałeczki, a także po prostu byciem nastolatkiem. Jest dobrze, nawet bardzo, a o tym dlaczego, napiszę wam jak zwykle bez spoilerów.
W najnowszej odsłonie Marvel Cinematic Universe dostajemy wszystko to, co się do tej pory sprawdzało, a nawet nieco więcej. To bardzo dobry film rozrywkowy, po którego seansie nie powinniśmy wyjść zawiedzeni. Raczej naprawdę usatysfakcjonowani i co więcej, nigdy do tej pory nie było chyba warto tak bardzo zostać dla tych dwóch scen po napisach. Naprawdę, zostańcie.
Spider-Man na wakacjach
„Spider-Man: Daleko od domu” podejmuje bezpośrednio temat konsekwencji, jakie miały wydarzenia z „Avengers: Wojna bez granic” oraz „Avengers: Koniec gry”. Czyli słynnego pstryknięcia palcami przez Thanosa, które spowodowało zniknięcie połowy życia w uniwersum, a także tego, jak bohaterowie ten czyn odwrócili. Okazuje się, że powrotowi wszystkich, którzy zostali wtedy unicestwieni, nadano dosyć… internetową, millenialsową powiedziałbym, nazwę „The blip”. Już na wstępie filmu możemy zobaczyć, jakie konsekwencje przyniósł czyn Avengers, jak chociażby kryzys bezdomności. Mieszkania miały nowych lokatorów, dawni nie mieli gdzie się podziać. Na tym polu działa dzielnie ciocia May, przynajmniej w Nowym Jorku.
Przyglądamy się też tym konsekwencjom w skali mikro, a konkretniej w szkole Petera Parkera. Życie uczniów wygląda dosyć absurdalnie. Wszak niektórzy są starsi o pięć lat. Nasz bohater miał to szczęście w nieszczęściu, jakkolwiek to ironicznie nie zabrzmi, że zarówno on, jego ciocia i najlepszy przyjaciel zostali zniknięci. Także MJ, co powoduje, że może bez żadnych niezręczności stać się obiektem uczuć Parkera.
Dla naszego bohatera nowa rzeczywistość to także zmagania z potężnymi oczekiwaniami ze strony całego świata. Wszyscy zastanawiają się, co dalej z Avengers, kto będzie nowym Iron Manem, czy zostanie nim Spider-Man? Przytłaczające dla każdego, a tym bardziej nastolatka z Queens, któremu w głowie jedno – jak wyznać uczucia do koleżanki z klasy i nie dostać kosza.
I gdy obmyśla „genialny” plan, jak do tego wykorzystać wycieczkę szkolną po Europie, z wieżą Eiffla w tle, to wszystko trafia szlag z powodu pojawienia się nowego zagrożenia i tajemniczej postaci, którą z komiksów znamy pod pseudonimem Mysterio.
Mysterio w MCU
Najnowsza odsłona przygód Spider-Mana wprowadza wroga bardzo komiksowego w swoich założeniach, wspomnianego Mysterio. Od kiedy tylko pojawiły się trailery, fani zastanawiali się, jak Marvel Studios podeszło do tej postaci. Ciężko napisać cokolwiek tak, by nie zdradzić tego, jak zrealizowano wątek tego złoczyńcy.
Powiem więc tak, po pierwsze Jake Gyllenhaal bardzo dobrze się w niego wcielił i zagrał. Po drugie, kinowa wersja tej postaci ma ciekawe motywacje, ujmująco oddane towarzyszące mu szaleństwo, a i to, jak funkcjonuje w uniwersum, jest intrygujące. Niektórych zatwardziałych fanów ta odsłona Mysterio może wkurzyć, ale ja to kupię. Być może ich ból złagodzą sceny związane z jego mocami. Bardzo komiksowe w swojej formie.
Fantastyczne są w tym filmie relacje między młodymi bohaterami. Chociaż to może za mocne słowa, ale naprawdę przypomniałem sobie, jak to jest mieć te naście lat. Jest odpowiednio nieporadnie, niezręcznie, kiedy trzeba, zabawnie, a czasem i dramatycznie. Ot, cały przekrój emocji i zachowań typowy dla tego wieku. Kupiła mnie MJ, której w „Homecoming” było przecież tak mało. Jest to postać zupełnie inna niż ta z komiksów, ale ta jej inkarnacja pasuje do współczesnego świata.
Dziedzictwo Iron-Mana
Bardzo mocnym elementem w „Daleko od domu” jest wspomniana kwestia przejmowania pałeczki. Jak wszyscy wiemy, Tony Stark poświęcił się, by ocalić świat. Ludzie o tym nie zapomnieli, na każdym kroku widać ślady upamiętnienia jego czynu. Nawet w odległej Wenecji czy Pradze. Jednak teraz, kiedy nie ma jego, ani jak wiemy chociażby Kapitana Ameryki, świat zadaje pytanie: „Co dalej? Kto pokieruje Avengers?”. I wiele par oczu skierowanych jest na Spider-Mana.
W samym filmie jest mnóstwo odwołań do Iron-Mana. Bo chociaż formalnie rzecz ujmując, „Spider-Man: Daleko od domu” kończy trzecią fazę, to jest jednocześnie nowym początkiem dla MCU, tak jak pierwszy Iron-Man rozpoczął całą franczyzę. I te zależności, większe lub mniejsze puszczanie oka, widać na każdym kroku. Parker musi wejść w nową rolę, na którą nie do końca zdaje się być gotowy. Chociaż tak po prawdzie, kto by był?
Wokół tego dylematu tak naprawdę rozgrywa się cała fabuła filmu. Zwłaszcza wokół błędu, który Spider-Man przy okazji popełnił. Bardzo sprawnie oddano skalę tego ciężaru. Także jeśli chodzi o przyszłość całego MCU.
Udany sequel Homecoming
„Spider-Man: Daleko od domu” zdecydowanie dorównuje swojemu poprzednikowi, a w końcu poprzeczka po „Homecoming” była zawieszona dosyć wysoko. To jedna z lepszych drugich części, jeśli chodzi o filmy z MCU. Przede wszystkim dlatego, że w bardzo znaczący sposób wpływa na kształt całego uniwersum. Nie ma tu mowy o powtórce typu „Thor: Mroczny świat” czy „Ant-Man i Osa”, o których się mówi, że to filmy, których mogłoby nie być. Jednak, jak obiecywałem, więcej nie zdradzę.
PS Naprawdę zostańcie po napisach. Dwie sceny, dla obydwu warto. Bardzo!