Wydział 7 - Operacja Totenkopf - okładka

Wydział 7 – Operacja Totenkopf – okładka

„Wydział 7” jest komiksem, na który czekałem, chociaż o tym nie wiedziałem. To połączenie motywów rodem z „Archiwum X” czy „Hellboya”, ale zaserwowane w oryginalny sposób, do tego osadzone w polskiej historii. Kolejne zeszyty czyta się błyskawicznie i po skończeniu człowiek chce więcej. Zdecydowanie brakowało czegoś takiego na polskim rynku komiksowym.

PRL ma się dobrze, gdy do życia powołana zostaje nowa specjalna jednostka – Wydział 7. Ma zajmować się sprawami nie z tego świata, takimi, których racjonalnie wyjaśnić się nie da. Do tego nieoficjalnie, a jak coś spartolą, to władza się ich wyprze. W trzech pierwszych zeszytach poznajemy jej członków, którzy będą zmagać się z najpaskudniejszymi rzeczami.

Poznajcie Wydział 7

Major Dobrowolski, funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa, oficer, na którego jego przełożeni „mają haki i w razie poważnej wpadki mogą go skreślić”. To jemu zostaje powierzona misja utworzenia nowego Wydziału 7. Zanim wyruszy w drogę, musi oczywiście zebrać drużynę, której członków poznajemy na łamach pierwszych trzech zeszytów tej serii komiksowej.

Wydział 7 - Operacja Totenkopf - przykładowa plansza

Wydział 7 – Operacja Totenkopf – przykładowa plansza

Młody chorąży Szymon Wilk, wyciągnięty prosto ze szkoły w trakcie egzaminów zręcznościowych. Improwizator, który umie odnaleźć się w każdej sytuacji. Nie wie na początku, w co się pakuje. Można by powiedzieć, że chociaż poznajemy go stosunkowo powoli, to czytelnikowi najłatwiej się utożsamić właśnie z nim.

Trzecią postacią, którą poznajemy, jest Jakub Lange – dominikanin. Wydawałoby się, że praca księdza dla SB jest dosyć niezwykła. Człowiek więc zastanawia się w trakcie lektury, jakie mają na niego haki, że do tego doszło. Przy czym, poznając tę postać w trakcie lektury, czytelnik ma nadzieję i wrażenie, że to nie kwestia przymusu, ale chęci pomocy. Lange chce walczyć z upiorami, duchami i ponadnaturalnymi zjawiskami, które nękają polskich obywateli.

Aleksandra, aka Helena, cyganka, wróży z kart, pomost Dobrowolskiego z zaświatami? To póki co najbardziej tajemnicza postać, ale mam wrażenie, że odegra jeszcze bardzo ważną rolę. Piękna i inteligenta kobieta, która nie daje sobie w kaszę dmuchać.

Zeszytówka, która się broni

Muszę zaznaczyć, że jak nie jestem zwolennikiem, fanem, zeszytowej formy dystrybucji komiksów, powoduje ona u mnie pewien niedosyt, w przypadku „Wydziału 7” to kupuję. Nawet pomimo pewnego niedosytu i faktu, że dosyć powoli zapoznajemy się z głównymi postaciami. Ma to oczywiście swój urok, aczkolwiek jestem tego typu czytelnikiem, że wolałbym dostać więcej naraz. Zwłaszcza w przypadku tak wciągającej rzeczy jak ta historia. Bo bardzo wciąga.

Wydział 7 - Larinae - przykładowa plansza

Wydział 7 – Larinae – przykładowa plansza

Tym, co jeszcze mnie kupuje w przypadku formy zeszytowej tej pozycji, są dodatki. A może powinienem napisać „akta”. Sprytnie przemyślane, niezwykłe wręcz. Rzeczy takie jak szkice itp., podane w taki sposób, że nawet tak znudzonego czytelnika jak ja wciągną jak diabli. Nie tylko pozwala nam to zajrzeć za kulisy powstawania komiksu, lecz także rozbudowuje historie, które poznaliśmy w poszczególnych zeszytach. Nawet jeśli w symboliczny sposób.

Fantastyczne odwołania do historii

Jedną z wielu zalet serii jest osadzenie paranormalnych historii w historycznych wydarzeniach. Na początku „Operacji Totenkopf” widzimy masakrę szpitala urządzoną przez Rosjan pod koniec II wojny światowej. To wydarzyło się naprawdę. Na terenie olsztyńskiego Kortowa, gdzie dziś mieści się akademicki kampus, niegdyś stał szpital psychiatryczny wybudowany pod koniec XIX wieku. Zabudowania ocalałe po wojnie zaadaptowano na siedzibę trzech szkół wyższych. Scenarzysta Tomasz Kontny wykorzystał to jako punkt wyjścia do klasycznej opowieści o duchach. Bo czy coś nadaje się do tego lepiej niż ruina szpitala psychiatrycznego, którego pacjenci zostali wymordowani i zginęli w tragicznych okolicznościach? Na samą myśl ciarki przechodzą.

To niejedyne takie odwołanie. W 1963 r. we Wrocławiu wybuchła epidemia ospy, ostatnia w Polsce ‒ za sprawą powracającego z Indii oficera SB Bonifacego Jedynaka. W trzecim zeszycie „Żywa woda” dowiadujemy się, że była to celowa akcja Służb Bezpieczeństwa, która wybrała w ten sposób mniejsze zło. „Jeśli tego nie zrobimy, ofiar będzie więcej” ‒ rzuca oficer w odpowiedzi na uwagę swojego kolegi, że dojdzie do ofiar. Mrozi krew w żyłach. Takie zakorzenienie w historycznych wydarzeniach powoduje, że wszystkie te ponadnaturalne zdarzenia zdają się być bardziej wiarygodne.

Rzecz o minusach (drobnych)

No dobra, była garść pochwał, ale nawet pomimo mojej miłości do serii, to znajdzie się kilka powodów do przyczepienia. Każdy zeszyt serii „Wydział 7” ilustruje inny rysownik (Grzegorz Pawlak „Operacja Totenkopf”, Krzysztof Budziejewski ‒ „Larinae”, Arkadiusz Klimek ‒ „Żywa woda”). Obiło mi się o uszy, że dzięki temu nowe zeszyty serii mogą pojawiać się szybciej. I nie chodzi o to, że któryś z nich jest wyraźnie gorszy na tle reszty. Po prostu brak konsekwencji mi osobiście nieco przeszkadza. Zwłaszcza gdy widać duże różnice w stylach poszczególnych artystów. Np. kreska Klimka jest na tyle inna od jego poprzedników, że nieco ciężko było mi się przestawić.

Wydział 7 - Żywa woda - przykładowa plansza

Wydział 7 – Żywa woda – przykładowa plansza

Osobiście najbardziej do gustu przypadły mi prace Budziejewskiego. Z „Larinae” mocno zapadło mi w pamięć pewne konkretne zestawienie kadrów. Na jednym widzimy, jak major Dobrowolski skacze z płonącego domu, a na drugim jak chorąży Wilk wypływa ze stawu. Piękne zestawienie, gra kolorami, dynamiką sceny. Możecie ją zobaczyć nieco wyżej.

Serią, z którą warto się zapoznać

Od strony scenariusza „Wydziałowi 7” zbyt dużo nie brakuje. To świetny komiks rozrywkowy, przemyślany, ale który nie udaje, że jest czymś więcej. I szczerze brakowało mi takiej pozycji. Zarówno do samodzielnej lektury, jak i do polecania innym. Chciałbym jedynie głębszego przedstawienia postaci. Poznajemy je niestety dosyć powierzchownie. Najwięcej wiemy o dominikaninie Jakubie Lange, to za sprawą trzeciego zeszytu ‒ „Żywa woda”, w którym czytelnik poznaje pewien zagraniczny epizod z jego przeszłości. Warto jednak podkreślić, że wszystkie postaci mają potencjał i liczę na to, że będą jeszcze rozbudowywane. Wszak nie od razu Rzym zbudowano.

Jeśli jeszcze nie zetknęliście się z „Wydziałem 7”, to zdecydowanie warto dać tej pozycji szansę i poświęcić jej uwagę. Jest przemyślana, poszczególne zeszyty to nie tylko kolejne zagadki niczym w „Archiwum X”, lecz także rozwój postaci, powolny, bo powolny, ale jest. Do tego dostajemy konsekwentne budowanie świata. To trudna sztuka, by odnaleźć balans tych wszystkich elementów w zeszytowej formie. Ekipie od „Wydziału 7” się to do tej pory udaje i oby tak dalej.

PS. Coś czuję, że i Kapitanem Żbikiem seria się inspiruję, aczkolwiek nie zaryzykuję tego stwierdzenia, jako, że przygód dzielnego kapitana MO nigdy nie czytałem.

Wydawnictwo: Ongrys
9/2018
Liczba stron: 32
Format: 170×245 mm
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Druk: kolor
ISBN-13: 9788365803344/ISBN-13: 9788365803436/
Wydanie: I
Cena z okładki: 15 zł