Każdy, kto lubi klasyczne opowieści o Batmanie stworzone w mrocznej erze, na pewno z przyjemnością sięgnie po „Sektę”. Choć w tej historii Mroczny Rycerz nie do końca jest sobą – powiedzmy tylko, że chyba w całej swojej dotychczasowej karierze nie płakał tyle ile w tym komiksie – to jednak opowieść ma swój klimat, a rysunki Berniego Wrightsona są po prostu wyborne.
Czarny Ogień
Komiks Jima Starlina i Berniego Wrightsona ma swój urok oraz klimat, który bez wątpienia docenią fani opowieści obrazkowych sprzed lat. Historia zaczyna się od trzęsienia ziemi, a później napięcie… no cóż, raz rośnie, raz spada. Widzimy uwięzionego Batmana majaczącego w jakimś lochu. Jeden ze współwięźniów straszy go nadejściem szamana o imieniu Czarny Ogień. No i rzeczywiście szaman nadchodzi. Tyle tylko, że ubrany jest jak ksiądz, choć ma posturę Mariusza Pudzianowskiego. To diakon Blackfire, który uwięził Mrocznego Rycerza w swoim podziemnym imperium i pragnie go teraz złamać (swoje odczekał w kolejce). Chce, by obrońca Gotham wstąpił do sekty i stał się jego wyznawcą.
Z licznych retrospekcji dowiadujemy się, jak do tego doszło. Poznajemy ciąg wydarzeń, który doprowadził Batmana do lochów charyzmatycznego przywódcy sekty opanowującej powoli Gotham. Obserwujemy również, z narastającym zdziwieniem, jak diakon krok po kroku łamie Batmana. Uderza w jego najczulsze punkty i sprawia, że superbohater niemal zapomina o tym, kim jest i jaką ma misję. Dalszy rozwój wypadków jest skrajnie niekorzystny dla Batmana i jego miasta. Gotham pogrąża się w krwawym terrorze, giną kolejni przedstawiciele władzy, a mieszkańcy są podzieleni. Jedni boją się nowych porządków, inni popierają radykalne działania Blackfire’a. Krótko mówiąc, Gotham jeszcze nigdy tak bardzo nie potrzebowało Batmana.
Czarna rozpacz
Tymczasem Batman siedzi w lochu i płacze nad swoim losem. Nie jest już sobą. Stał się bezwolną marionetką diakona. Czy będzie w stanie po raz kolejny podnieść się i podjąć walkę? Jedno jest pewne, postać Mrocznego Rycerza wykreowana przez Jima Starlina nie wszystkim przypadnie do gustu. Owszem, Batman wielokrotnie musiał podnosić się po mniejszych lub większych porażkach, ale tym razem jest kompletnie rozbity. Płacze i nie udaje mu się podjąć walki. Czyżby diakon zniszczył jego psychikę? Ta zmiana daje zresztą o sobie znać w przesłaniu tej opowieści ‒ w pewnym momencie Batman przedefiniowuje motywy rozpoczęcia superbohaterskiej kariery. Mówi, że sam się okłamywał, gdy sądził, że został Batmanem, by wlać strach w serca przestępców. Tak naprawdę stał się zamaskowanym mścicielem, by pokonać własny strach. Blackfire postanowił zaś ten strach znów wydobyć na powierzchnię.
Na szczęście ten płaczący Batman przynajmniej nieźle się prezentuje. Rysunki Berniego Wrightsona to klasa sama w sobie. Choć nie jest to ten mroczny, obficie podlewający swoje plansze tuszem twórca, którego znamy z komiksowych horrorów, to jednak czuć w jego planszach atmosferę grozy. Zdecydowana, a zarazem elegancka kreska powołuje do życia posągowe postacie oraz efektowne tła. Nie sposób również nie dostrzec podobieństwa do rysunków Franka Millera w „Powrocie Mrocznego Rycerza”. Możemy w „Sekcie” znaleźć podobne kadrowanie, wykorzystanie paneli pokazujących telewizyjne wiadomości, zbliżoną pracę piórkiem. Kreski Wrightsona bardzo przypominają stylistykę Klausa Jansona nakładającego tusz na rysunki Millera. Wreszcie sama okładka wydania zbiorczego komiksu stanowi dość czytelne nawiązanie do ilustracji z okładki drugiego zeszytu miniserii Millera.
Mroczna era
Komiks publikowany był pierwotnie jako „Batman: The Cult” od sierpnia do listopada 1988 roku, zatem już po publikacji komiksów rozpoczynających tzw. mroczną erę komiksu superbohaterskiego. Byli już „Strażnicy” Moore’a i Gibbonsa (1986-1987), „Zabójczy żart” Moore’a i Bollanda (1988), no i oczywiście wspomniany „Powrót Mrocznego Rycerza” Millera (1986). Dominowały wówczas dość przygnębiające, mroczne opowieści ukazujące zupełnie inne niż dotychczas oblicze superbohaterów. „Sekta” Starlina i Wrightsona doskonale wpisuje się w ten trend. Zarówno w warstwie narracyjnej, jak i graficznej mrok bije z każdej strony.
Stworzenie tego dusznego i ciężkiego klimatu dla autorów było ważniejsze niż zachowanie logiki i sensu w tej opowieści. Można bawić się w odnajdywanie różnych nieścisłości i wątpliwych rozwiązań narracyjnych, ale nie ma to chyba większego sensu, bo chodzi tu raczej o nastrój i reinterpretację genezy Mrocznego Rycerza. Jeśli Bruce Wayne stał się Batmanem nie dlatego, by siać strach w sercach złoczyńców, tylko żeby pokonać własny lęk, to sprawy przedstawiają się niezbyt korzystnie. Okazuje się bowiem, że bardzo niewiele potrzeba, by ta delikatna skorupa, za jaką skrywa się wystraszony chłopiec nieustannie opłakujący śmierć rodziców, pękła z hukiem…
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.
Paweł Ciołkiewicz
Tytuł: „Batman. Sekta”
Scenariusz: Jim Starlin
Rysunki: Bernie Wrightson
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Egmont
Data polskiego wydania: 2021
Wydawca oryginału: DC Comics
Data wydania oryginału: 1988
Objętość: 232 strony
Format: 170 x 260 mm
Oprawa: twarda
Druk: czarno-biały
Dystrybucja: księgarnie/internet
Cena okładkowa: 79,99 zł