Już trzy tomy Stumptown Grega Rucki są obecne na naszym rynku dzięki wydawnictwu Mucha Comics. Niestety w tomie trzecim Matthew Southworth, który jest współtwórcą i dotychczas rysował serię, został zastąpiony przez Justina Greenwooda.
Zmiana rysownika
Wielka szkoda, że tak się stało, bo Southworth radził sobie z zeszytu na zeszyt coraz lepiej. Zwłaszcza gdy od trzeciego zeszytu drugiego tomu zrezygnowano z usług Rico Renziego jako kolorysty i rysownik sam się tym zajął. Jego styl kolorowania wzbogacał rysunki o cienie i inne detale, których brakowało w bardziej płaskim kolorze Renziego.
Jeśli już mowa o rysunkach, to warto wspomnieć o bardzo emocjonującej i dobrze zrealizowanej scenie pościgu w drugim tomie, która wywraca wszystko do góry nogami. Dość dosłownie, bo na czas jej trwania trzeba obrócić komiks o 90 stopni. Nie do końca podobają mi się takie zabiegi, ale nie zmienia to faktu, że to świetna sekwencja. Rozkładówka z samochodem przeskakującym przez most, chociaż pokazana w sporej odległości, jest fenomenalna. Podobało mi się również wplecenie prędkościomierza w niektóre kadry oraz kolory od świateł radiowozu w scenie aresztowania.
Odrealnienie rysunku
Southworth rysuje bardziej realistycznie i brudno, co odrobinę przypomina Seana Phillipsa. Greenwood jest bardziej stylizowany i trochę przypomina Nate’a Powella. Niby to realizm, ale bardziej uproszczony i kreskówkowy. Niestety nie wykorzystuje siły tej stylistyki, która pozwala przykładowo na wyolbrzymienie emocji postaci. Ryan Hill używa jaśniejszych i bardziej nasyconych kolorów, co niezbyt mi pasuje do opowieści detektywistycznej. Z drugiej strony w trzecim tomie wkraczamy w bardzo kolorowy świat kibiców piłkarskich, więc może ma to jakieś uzasadnienie.
Wszystkie sprawy prowadzą do kartelu
Szczerze mówiąc, nie wiedziałem, że w amerykańskiej klubowej piłce nożnej istnieją fanatyczni kibice. Zawsze wydawało mi się, że to kraj wolny od związanej z tym przemocy. Zwłaszcza w przypadku piłki nożnej, która postrzegana jest raczej jako sport dla kobiet i dzieci. Główna bohaterka i wielu jej znajomych grają zresztą w amatorskiej drużynie. Możliwe jednak, że Greg Rucka wie więcej niż ja o tamtejszych kibicach. Zwłaszcza że sprawa pobicia jednego z przyjaciół Dex toczy się trochę na uboczu stricte kibicowskich spraw.
W tomie drugim Dex próbuje odnaleźć skradzioną gitarę. Przy okazji wchodzimy w świat lokalnych muzyków. Przy badaniu każdej ze spraw bohaterka ociera się o członków kartelu. Co chyba nie powinno dziwić ani być szczególnym spojlerem, biorąc pod uwagę to, że jest prywatnym detektywem. Ogólnie każdy tom sprowadza się do całkiem ciekawej sprawy kryminalnej. Są strzelaniny, pościgi, szukanie poszlak i przesłuchania. Dość typowe i może się podobać miłośnikom takich klimatów. Pomimo rozlicznych problemów trapiących bohaterkę nie jest to raczej czarny kryminał, w którym bohaterowie powodowani emocjami podejmują złe decyzje i zmierzają powoli ku własnej zagładzie.
Tzw. silna kobieca postać
Niestety główna bohaterka jest jednym z głównych problemów tej serii. To tzw. silna kobieta. Z tym że jej siła sprowadza się do tego, że równie dobrze mogłaby być mężczyzną. Postępuje dokładnie tak, jak postępowałaby fajna męska postać. Jest nadużywanie alkoholu, przygodne i niekonwencjonalne zachowania seksualne (Dex jest biseksualna), emocjonalne wyobcowanie i bycie outsiderem.
Drażni mnie to, ponieważ ten typ postaci jest często postrzegany jako profeministyczny, chociaż właściwie wciąż spełnia stary męski archetyp i stworzony jest dla potrzeb męskiego odbiorcy. Mam też wrażenie, że namnożyło się podobnych postaci w popkulturze. Najjaskrawszym przykładem będzie tu chyba Jessica Jones stworzona przez Briana Bendisa. Innym Andromacha grana przez Charlize Theron w netfliksowej adaptacji Old Guard. Scenariusz do tego komiksu napisał… Greg Rucka.
Rozumiem, że jest postrzegany jako feminista dzięki pracy nad Wonder Woman, gdzie poruszył wiele kwestii dotyczących kobiet, które raczej nie pojawiały się dotychczas w komiksach superbohaterskich, oraz poprzez osadzanie w głównych rolach kobiet. Nawet jeśli są kalkami męskich archetypów, żeby nie przestraszyć co bardziej konserwatywnego czytelnika. Chwała mu za to, ale świat się zmienia. Wydaje mi się, że nie można przez 20 lat pisać kobiecych postaci na jedną modłę i oczekiwać, że czytelnik dalej będzie podchodził do tego z entuzjazmem.
Czy warto?
Pomimo moich uwag, tak jak już pisałem, to przyzwoity kryminalny sensacyjny komiks. Jeśli ktoś lubi takie klimaty i chce wypełnić sobie czas np. pomiędzy kolejnymi dziełami Eda Brubakera i Seana Phillipsa, to raczej nie będą to źle wydane pieniądze. Jednak nie należy się spodziewać jakichś szczególnych fajerwerków. To solidny średniak. Okazuje się, że jest też serialowa adaptacja, którą skasowano po pierwszym sezonie.
Dziękujemy wydawcy za udostępnienie komiksu do recenzji.
Konrad Dębowski