Nareszcie jakieś polskie wydawnictwo sięgnęło po komiksy Sergio Toppiego. Tym razem to Lost In Time i od razu dostajemy kolejne tomy kolekcji zbierającej wszystkie albo zdecydowaną większość dzieł włoskiego twórcy. Właśnie wydano tom 3, w którym znajdziemy historie umiejscowione w Ameryce Południowej.
Toppi wraca do Polski
Wydawca podzielił kolekcję na kontynenty/regiony, gdzie toczy się akcja komiksów. To dało siedem tomów po około 150 stron. Wyróżnia się pierwszy tom osadzony w magicznych krainach. Ponadto siódmy i ósmy tom pierwotnego wydania zawierają samodzielne historie Collector oraz Opowieści Szeherezady. Te ukazały się już w Polsce ponad dziesięć lat temu i dość długo były dostępne w sprzedaży. Nie powinna więc dziwić ostrożność, z jaką wydawcy podchodzili do kolejnych komiksów Toppiego. Ogromna szkoda, bo to fenomenalny twórca i powinien być obecny na polskim rynku.
W pewnym momencie tak bardzo chciałem mieć jego komiksy, że prawie kupiłem kilkusetstronicowe chorwackie wydanie, którym chwalili się brytyjscy twórcy śledzeni przeze mnie w mediach społecznościowych. Toppi jest bowiem bardzo poważany wśród co lepszych i odważniejszych autorów komiksu anglosaskiego. Nie powinno więc dziwić, że przedmowy do poszczególnych tomów omawianego wydania napisali Bill Sienkiewicz i David Mack. W trzecim tomie ta rola przypadła Dave’owi McKeanowi. Gdy spojrzymy na ich twórczość, to jak na dłoni widać inspiracje twórczością Włocha.
Zabawy formą
Oprócz komiksów za granicą wydano również dwa albumy z ilustracjami artysty (Biblia i Bestiariusz). Te akurat odpuściłem. Głównie dlatego, że komiksy Toppiego czerpią dużo z technik i metod wykorzystywanych przy ilustracji. Często zdarza mu się porzucać normalne podziały na panele. Wstawia dominujące ogromne postacie, a krajobrazy oraz pomniejsi bohaterowie są jakby w nie wpleceni. Kiedyś, gdy oglądaliśmy jego prace na zajęciach, doszliśmy do wniosku, że wiele czerpie z Klimta, którego obrazy przypominają tkaninę zszytą z licznych elementów o różnych wzorach, kolorach i fakturach.
Gdy zajrzymy jednak akurat do omawianego tomu trzeciego, dostrzeżemy, że kompozycje i podziały są bardziej tradycyjne. Fascynuje mnie różnorodność wzorów i grubości linii stosowanych przez autora. Kierunek kreskowania wygląda na losowy, często się zmienia i zakręca, niekoniecznie podążając za kształtem cieniowanego obiektu. To momentami komponuje się w na pozór abstrakcyjne kształty. Całość nie powinna mieć sensu, ale jakimś cudem ma i wygląda świetnie. Najlepsze w jego wykonaniu są wszelkie skały, góry, dżungla, kamienne budowle. Często ciosane grubą, ekspresyjną linią.
Warto też wspomnieć o tym, jak korzysta z negatywnej przestrzeni. Czasem po prostu nie zamalowuje żadnym wzorem i część ubioru czy rynsztunku postaci wyróżnia się jako biały abstrakcyjny kształt.
Jedyny problem wynikający z podziału tematycznego komiksów to zebranie w każdym z tomów opowieści z najróżniejszych okresów twórczości. Ciężej przez to zaobserwować przemiany stylu na przestrzeni lat. Trzeba by pewnie poszatkować kolekcję i ułożyć komiksy chronologicznie. Z drugiej strony każdy tom zawiera kilka wersji prac autora, więc jest większa szansa trafienia na coś interesującego dla nas.
Baśniowa atmosfera
Wydaje mi się, że fanem Toppiego jest też Mike Mignola. Głównie ze względu na treść opowieści, które przypominają baśnie ludowe. Mignola chętnie czerpie z folkoru całego świata, wrzucając do niego czasem Hellboya. Toppi z kolei raczej opowiada właściwe baśnie, mity lub historie, które mają podobny charakter lub atmosferę. Toczą się w niedostępnych krainach. Często pojawiają się elementy lokalnych wierzeń i nadnaturalne zjawiska. Co ciekawe, przy całej abstrakcyjności rysunku postacie, ich stroje oraz budowle zdają się odpowiednie dla danej lokalizacji. Nie wiem, jak autor osiąga taki efekt przy porzuceniu realizmu. Za wysokie progi dla mojej głowy.
Uzbierałem wcześniej znaczną część anglojęzycznej wersji kolekcji, ale polska jest właściwie jednakowa pod względem wielkości i jakości wydania. Nie licząc zaokrąglonych rogów, które chyba mają upodabniać zagraniczną publikację do szkicownika podróżnego. Nie do końca to działa i tylko niepotrzebnie podnosi koszty produkcji, więc cieszę się, że Lost In Time zrezygnowało z tego zbędnego bajeru.
Z wielką radością przyjąłem ogłoszenie wydania kolekcji oraz jej ciepłe przyjęcie przez czytelników. Polecam ją każdemu trochę odważniejszemu czytelnikowi, który nie boi się odstępstw od realistycznego rysunku i lubi baśniowe historie przygodowe osadzone w mitycznych krainach. Nawet takich, które znajdują się całkiem niedaleko.
Dziękujemy wydawcy za udostępnienie komiksu do recenzji.
Konrad Dębowski