THE LONELY MATADOR
Nie wiem dlaczego tak jest, ale szukając porównań do właśnie przeczytanego komiksu, zazwyczaj przychodzi nam do głowy jakiś film. To chyba podobieństwo tych operujących obrazem mediów oraz fakt, że fani filmu i komiksu są zazwyczaj wzrokowcami, sprawia, że łatwo jest znaleźć w swojej głowie jakieś dzieło kinematografii, które ma punkty wspólne z konkretnym komiksem.
W tym przypadku nie ma wyjątku od reguły. Czy pamiętacie znakomity film Billy`ego Wildera pt. „Bulwar zachodzącego słońca”? Większość z pewnością tak, to przecież klasyka filmu noir. Główna bohaterka, Norma Desmond, była kiedyś wielką gwiazdą kina niemego. Niestety nic nie trwa wiecznie – każde słońce musi kiedyś zajść. Aktorzy często nie radzą sobie z nagłym brakiem zainteresowania ich osobą oraz zastąpieniem przez młodszego i zdolniejszego artystę. Zarówno bohaterka wspomnianego filmu, jak i tytułowy samotny matador, Juan Belmonte, byli mistrzami w swoim fachu. Byli, ponieważ słońca ich karier są już za horyzontem. Pozostał tylko mrok reszty życia, bez młodości i, wydawałoby się, także bez nieustannego stawania na piedestale.
Fikcyjna postać, jaką była Norma Desmond, nie poradziła sobie z końcem kariery. Za to prawdziwa osoba – twardziel Juan Belmonte, którego styl walki z bykami polegał na bardzo, ale to bardzo bliskim kontakcie z bykami – zapewne dałby radę. Niestety pewien lekarz zabronił mu picia wina, palenia cygar i wdawania się w liczne romanse z kobietami. Tego nasz bohater już nie mógł ścierpieć. Wsiadł na ulubionego konia, zabierając ze sobą wyborne cygara oraz dwie butelki najlepszego wina i udał się z dwiema kobietami na ostatnią seksualną przygodę. Potem okrążył swoją posiadłość na koniu i, podobnie jak jego wielki przyjaciel Ernest Hemingway, popełnił samobójstwo strzelając sobie w głowę. Ponoć stwierdził, że jeśli nie może żyć jak człowiek, chce przynajmniej umrzeć jak człowiek.
Jay Wright – autor albumu, który zajął pierwsze miejsce na Ligatura Pithing 2011 – swym dziełem złożył hołd Belmonte`owi. Komiks „The Lonely Matador” opowiada o wydarzeniach, który mogłyby mieć miejsce, gdyby tytułowy bohater – mówiąc kolokwialnie – nie palnął sobie w łeb i spróbował żyć zgodnie z zaleceniami lekarza.
Poznajemy tydzień z życia starszego człowieka, w którym to z pozoru nic się nie dzieje. Bo oto w poniedziałek komiksowy Belmonte przegląda zdjęcia, we wtorek robi zakupy, a w środę jest gościem siłowni. Cóż za prostota, po co w ogóle ten komiks?! – pomyślimy. Jednak jednocześnie nie można się oprzeć wrażeniu, że wszystkiemu, co robi bohater, towarzyszy swego rodzaju napięcie. Po pobieżnym i szybkim przeczytaniu tego dość krótkiego komiksu, wiele z tych rzeczy może nam umknąć.
Oglądając zdjęcia, były matador wspomina lata świetności. Można zauważyć, że jest ubrany w swój stary strój do walki na arenie, a jego pies (przeuroczy!) ma przywiązane sznurkiem do głowy bycze rogi – czyli nadal żyje przeszłością. Jest to z jednej strony smutne, a z drugiej komiczne. Kiedy wychodzi do sklepu po ogromny zapas mięsa dla siebie i dla psa, w środkach komunikacji miejskiej widzimy plakaty z reklamą piwa, żywności, a także nakłaniający do rzucenia palenia. A to przecież niemal wszystko to, co Belmonte lubił w życiu robić i co zostało mu odebrane. Może tylko siedzieć na fotelu i śledzić wali z bykami w telewizji, co też ostatecznie czyni w czwartek. Niestety nawet to niedobrze na niego wpływa, ponieważ miewa potem nocne koszmary. Jednak jego największą bolączką jest billboard, który widzi z okna sypialni. A dokładniej pewien straszny dla niego napis, na który patrzy zaraz po przebudzeniu się i wieczorem, kładąc się spać. Wreszcie postanawia coś z tym zrobić…
Komiks o samotnym matadorze jest smutny i melancholijny, ale jednocześnie jest też uroczy. Z zainteresowaniem śledzimy zwykłe, codzienne czynności, które przecież także sami wykonujemy. Rysunki Wrighta są fantastyczne, przez co ani przez chwilę się nie nudzimy.
Komiks to edytorska perełka. Co prawda gruba oprawa i porządny papier to rzecz znana z innych wydanych w Polsce albumów, ale już stopień interaktywności tego komiksu jest rzeczą do tej pory u nas niespotykaną. Kiedy matador przegląda zdjęcia, my czynimy to razem z nim dzięki wmontowanej w album kieszonce z fotografiami w środku. Kiedy ma koszmary senne, jego śniąca postać przenika przez narysowane przez autora sny poprzez przeźroczystą kalkę. Plakat wiszący na ścianie sypialni Belmonte’a? Nie ma problemu, my także jesteśmy w jego posiadaniu. Za te wszystkie dogodności trzeba co prawda słono zapłacić, ale ostatnimi czasy Centrala – wydawca albumu – przecenia album w różnego rodzaju promocjach, więc z pewnością zapłacimy za „Samotnego Matadora” znacznie mniej niż wynosi cena okładkowa. A sama wartość albumu, który jest sztuką przez wielkie „S”, jest na pewno o wiele większa. Jest to rzecz godna reklamy w najpoważniejszych pismach o sztuce.
Czytając komiks jest nam trochę żal tego starszego człowieka, którego motto życiowe w młodości zapewne brzmiało podobnie do motta Tony`ego Montany z (znowu film!) „Człowieka z blizną” – „The World is Yours”. Ale nie martwicie się. Wszystko kończy się dobrze. Tak, nieco zdradziłem zakończenie, ale to jest nieważne. Liczy się samo przeżycie tygodnia z Juan’em Belmontem – matadorem wszechczasów.
Krzysztof Cuber
„The Lonely Matador”
„The Lonely Matador”
Scenariusz: Jay Wright
Rysunki: Jay Wright
Tłumacznie: Zuzanna Neczyńska
Wydawca: Centrala
Data wydania: Październik 2011
Objętość: 56 s
Format: 21×29,7 cm
Oprawa: okładziny tekturowe 2 mm, kaszerowane okleiną z surowymi kantami
Papier: cyclus print 150 g, kolor, + 2 plakaty A3 [ eccobook 52 g ] + koperta [ wew. 4 zdjęcia oraz ulotka ] + wklejka na kalce. Szyte.
Druk: kolorowy
Dystrybucja: księgarnie
Cena: 111 zł lub 44 euro