Cmentarzysko złamanych talentów – recenzja książki „Niezwykła historia Marvel Comics” Seana Howe’a
Sean Howe, były redaktor „Entertainment Weekly” i “The Criterion Collection”, obecnie niezależny dziennikarz, wyznaczył sobie prawdziwie herkulesowe zadanie – spisanie pełnej, do tej pory ukrywanej przed światem historii jednego z największych i najpotężniejszych amerykańskich wydawnictw komiksowych. W tym celu podjął się iście tytanicznej pracy, opartej na przeprowadzeniu ponad stu pięćdziesięciu wywiadów z pracownikami Marvel Comics (oraz ich krewnymi), zatrudnionymi przez wydawnictwo i jego rozmaite firmy matki od roku 1939 po dzień dzisiejszy. Owocem tych wieloletnich wysiłków jest pokaźny (przeszło pięćsetstronicowy) tom, uhonorowany Nagrodą Eisnera w kategorii „Najlepsza książka o komiksie”, którego polska edycja – przygotowana przez Sine Qua Non – trafiła kilka tygodni temu do sprzedaży.
Howe rozpoczyna swoją opowieść od burzliwych dni kryzysu wydawniczego lat 30, kiedy to z dnia na dzień upadały i rodziły się nowe oficyny i drukarnie, publikujące groszowe magazyny na tanim papierze. Poszukujące nowych czytelników firmy odkryły wówczas nową, zdobywającą stopniowo coraz większą popularność formę – zeszyty komiksowe, oferujące (zwłaszcza małoletnim) odbiorcom regularną dawkę grozy, humoru, akcji i rozrywki za kilka centów. Pierwszy rozdział nasyca szczegółami oraz szerszym społecznym i historycznym kontekstem sytuację, z której opisem polski czytelnik miał okazję się zetknąć po raz pierwszy w „Marzycielu” Willa Eisnera (opublikowanym w albumie „Życie w obrazkach”), autobiograficznej opowieści o jego pierwszym studiu komiksowym, jakie rozpoczęło działalność w podobnym czasie, co stawiający pierwsze kroki Marvel. Kwestie dotyczące specyfiki rynku i ekonomicznych zależności zajmują wiele miejsca w opowiadanej przez Howe’a historii, co dobitnie uświadamia – zwłaszcza w porównaniu z naszym krajem – jak ogromny kapitał stał za produkcją komiksów w USA niemal od zarania historii gatunku i jak wielki wpływ na jakość i tempo tworzenia obrazkowych narracji miały nadrzędne koncerny.
„Niezwykła historia Marvel Comics” aż kipi od szczegółowych historii wyzysku kolejnych rysowników i scenarzystów, ciągnących się latami sądowych sporów o postaci i plagiatowanie fabuł, tajemnic Poliszynela i plotek, od których huczały ściany legendarnej „Zagrody” w poszczególnych dekadach minionego wieku. Nie sposób nie dostrzec podobieństw snutej przez Howe’a opowieści do scenariuszowych kolei sag o superbohaterach: zawiłych i pełnych nieprawdopodobnych zwrotów akcji, nagłych łutów szczęścia i niespodziewanych apokalips. Sojusznicy okazują się zdrajcami, wrogowie zmieniają się w sprzymierzeńców, a za wszystkim stoi pozbawiony skrupułów złoczyńca. Dla pracowników Marvela ponurą galerię ich wrogów otwierała zaś twarz … Stana Lee. Twórca potęgi wydawnictwa i autor scenariuszy większości klasycznych tytułów zostaje tu sportretowany w bardzo negatywnym świetle. To on – od momentu, gdy otrzymał pracę dzięki rodzinnym koneksjom (z tego samego powodu także przetrwał wszystkie fale zwolnień), po okres, kiedy utracił kontrolę nad Marvelem, poświęcając się budowaniu własnej pozycji hollywoodzkiego celebryty – jawi się jako ucieleśnienie mrocznej strony firmy, okradającej w pocie czoła piszących i rysujących dlań autorów z przynależnych im praw majątkowych do wymyślanych historii i bohaterów. I chociaż można doszukiwać się w takim wizerunku osobistej niechęci Howe’a czy pracowniczego demonizowania nielubianego szefa, przytaczane fakty (w tym m.in. transkrypcje nagrań radiowych lub cytaty z wywiadów) zdają się potwierdzać bolesną dla wielu prawdę: rysowanie komiksów dla Marvela nigdy nie było radosną przygodą grupy marzycieli. Twórcza atmosfera „Zagrody” to wyłącznie sfabrykowany dla potrzeb marketingu mit, mający ukrywać jej prawdziwe oblicze: cmentarzyska złamanych talentów.
Książkę czyta się jednym tchem. Jest napisana fantastycznie barwnym, żywym językiem, który z łatwością wprowadza laika zarówno w specyfikę przygód superherosów, jak i tajniki branżowe rynku wydawniczego. Przekład Bartosza Czartoryskiego także zasługuje na słowa uznania (nie obyło się co prawda bez drobnych wpadek, takich jak określenie gońca redakcyjnego mianem „posłańca” czy kilka zgrzytających frazeologizmów, jednak nie zakłócają one lektury). Oczywiście, najważniejszym zastrzeżeniem jest brak niemal jakichkolwiek ilustracji (zgaduję, że z powodu praw autorskich), komiksowych kadrów czy stron, które autor opisuje w tekście. Irytują także wybiórcze i niekonsekwentne przypisy, informujące, w których numerach danego cyklu rozgrywa się streszczana historia – ich częstotliwość gwałtownie się zmniejsza pod koniec książki, aż w końcu zanikają one całkowicie.
„Niezwykła historia Marvel Comics” jest w gruncie rzeczy straszliwie smutną opowieścią. Opowieścią o nadziejach młodych zapaleńców, zmiażdżonych przez komercyjne tryby korporacji. O zakulisowych zagrywkach i zawiłej polityce kolejnych firm przejmujących kontrolę nad rozrastającym się Uniwersum. O bezlitośnie zduszonej kreatywności i przyjaźni, utopionej w lodowatym finansowym wyrachowaniu.
Dziękujemy wydawnictwu Sine Qua Non za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Rafał Kołsut
Niezwykła historia Marvel Comics
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Miejsce wydania: Warszawa
Tytuł oryginalny: Marvel Comics: The Untold Story
Liczba stron: 512
Format: 140×205 mm
Oprawa: twarda
Wydanie: I
Cena z okładki: 59,90 zł