„Pan Żarówka” to długo wyczekiwany debiut Wojtka Wawszczyka, do tej pory znanego jako reżyser animacji („Jeż Jerzy”). Komiks ukazał się w maju 2018 roku nakładem wydawnictwa Kultura Gniewu i z miejsca ujął serca ogromnej rzeszy czytelników. Czy słusznie? Czy komiks o codziennym życiu w bloku z chorymi rodzicami może być choć trochę ciekawy?
Żarówka, co jasno chciała świecić, choć była pusta w środku
Macie tak czasem, że wasze przeżycia i dotyczące ich refleksje o was samych, głównie te trudne i ciężkie, z okresu dzieciństwa i młodości, ktoś ładnie nazywa i układa w jakiejś mądrej książce o psychologii? I jesteście w szoku, że inni też mieli podobne problemy czy wręcz traumy, a do tego zrobiono z tego termin naukowy? „Pan Żarówka”, najlepszy moim skromnym zdaniem polski komiks roku 2018 (wydany przez Kulturę Gniewu), jest taką niezwykłą historią. Mądrą księgą doskonale oddającą klimat i odczucia pokolenia współczesnych 30- i 40-latków. Ludzi, których rodzice wywodzą się z poprzedniej epoki, gdzie alkoholizm, patriarchat i olewanie potrzeb dzieci były normą. Ludzi żyjących w czasach, gdy liczyło się głównie zarobienie pieniędzy. Manifestem pokolenia, które na szczęście potrafi powiedzieć „dość, świecę już wystarczająco jasno”. Manifestem, na który od dawna czekałem, choć nie zdawałem sobie z tego sprawy.
Co w polskim domu piszczy? Opowieść o traumach i miłości
Rozliczanie się z często trudną przeszłością zrobiło się w polskim komiksie całkiem modne, w ciągu ostatnich dwóch lat mieliśmy kilka pozycji obyczajowych, które z większym lub mniejszym sukcesem próbowały być głosem pokolenia. Niestety żaden z nich nie był kompletny, w każdym znaleźć można było coś, co przeszkadzało. A to nadmiar głosu jednostkowego, a to rozwodnienie tematu, a to brak warsztatu autora. „Pan Żarówka” jest komiksem opowiadającym o wielu rzeczach charakterystycznych dla dorastania w latach 90., który jest kompletny. Wzrusza bardzo, na samą myśl o tej historii mam łzy w oczach, a jednocześnie nie przytłacza i nie wpada w moralizatorskie tony. Ot, dostajemy smutną historię chłopaka, który musi się dużo za wcześnie zmagać z trudami nie swojego życia, podczas gdy chce tylko żyć pełnią własnego.
Nie chcąc zdradzać za dużo fabuły, napiszę tylko, że mamy w tym arcydziele całą masę symboli, takich jak znikanie w ścianie, bycie zbyt gorącym, żeby można nas było dotknąć, akurat wtedy gdy jasno świecimy, czy moje ulubione – rozprasowanie ojca jako symbol jego zniknięcia z życia rodziny.
Zachwycająca jest w „Panu Żarówce” lekkość, z jaką autor opowiada tę trudną jak by nie patrzeć historię, dość powiedzieć, że przeczytałem te ponad 600 stron na jednym wdechu, nie mogąc się oderwać. Narracja jest oszczędna, na pojedynczej stronie z reguły nie dzieje się za dużo i jest to idealny zabieg dla historii o 20 latach zmagania się z „chorym” domem, otoczeniem, poczuciem winy. Ciężko uwierzyć, jak szybko mnie ta opowieść pochłonęła. Właśnie dlatego twierdzę, że to najlepszy komiks obyczajowy o tematach psychologicznych, jaki czytałem.
Komiks pokazujący pokolenie
U Pana Wawszczyka wszystko jest nienachalne, pięknie symboliczne, dające spore pole do własnej interpretacji, pozbawione moralizatorstwa i ideologii. Gdy główny bohater pęka, pękamy z nim. Gdy świeci swym najjaśniejszym blaskiem, jesteśmy zachwyceni, a gdy uwalnia się wreszcie z trudnego domu, a pomimo tego nie potrafi zacząć żyć, jakby był i nie był jednocześnie, rozumiemy go aż do bólu. Symbole i przenośnie, jakich autor używa, są jednocześnie ujmujące i nie za bardzo skomplikowane. Czytelne chyba dla każdego, kto żył w tamtych czasach.
Do tego autor nie boi się pokazywać emocji bohaterów, nawet tych trudnych jak strach, bezsilność czy wielkie poczucie winy. I, co najważniejsze, pokazuje te emocje w sposób czytelny. Kiedy w „Panu Żarówce” jest czas na metaforę, dostajemy ją, kiedy jest czas na pokazanie pustki wewnętrznej, nie mamy wątpliwości, co czuje (a właściwie czego nie czuje) główny bohater. I chwała Panu Wawszczykowi za to, bo stworzył komiks, który wreszcie pokazuje, jak ja i wiele osób z mojego pokolenia się latami czuło. I dlaczego.
Polska bieda rysunkowa? Nie tym razem
Od samego początku lektury miałem dużo obaw o rysunek, ponieważ autor daje nam w „Panu Żarówce” typową polską szkołę komiksu. Czarno-białe kadry, w których ze świecą szukać artyzmu. Gdzie dokładnie zrobione tło to wyjątek… DOŚĆ! Tym razem, pomimo że komiks jest czarno-biały, nie mam żadnego zarzutu. Rysunki są dokładne, tła może nie za bardzo rozbudowane, ale zdecydowanie o to autorowi chodziło. Co najfajniejsze, kadrowanie jest niespieszne, autor opowiada swoją historię w powolnym, równym tempie, które świetnie wprowadza w gorzki, szary nastrój. Do tego odważne podejście do formatu strony. Szanuję.
Odważne wydanie
Chwała należy się również wydawnictwu Kultura Gniewu za odważne podejście do wydania. Dostajemy nietypowych wymiarów cegłę (ponad 600 stron) z cudownie lakierowanymi grzbietami kartek, dzięki czemu komiks wygląda jak skrzyneczka pełna skarbów. Minimalizm rysunków autora jest świetnie podkreślony trzema złotymi drucikami na okładce. I tyle. Jeśli ktoś lubi oceniać komiks po okładce, to tu nie ma na to szans. I bardzo dobrze. Cena okładkowa 70 złotych jest idealnie ustawiona za taką ilość komiksu, papier bardzo ładnie oddaje charakter czarno-białych rysunków. Tym razem eksperyment wyszedł bardzo dobrze.
Podsumowując. „Pan Żarówka” jest świetnym komiksem obyczajowym dla każdego, kto… ma rodziców i czasem czuł, że jest im coś dłużny. Dla każdego, kto szukał lub szuka swej drogi zawodowej w życiu i wreszcie dla tych, którzy mają ochotę się powzruszać. Polecam go z czystym sumieniem… każdemu, kto ma wrażliwość większą niż 12-latek.
Dziękujemy wydawcy za egzemplarz do recenzji.
Autor: Wojtek Wawszczyk
Wydawnictwo: Kultura Gniewu
Seria: Pan Żarówka
Format: 135×180 mm
Liczba stron: 624
Oprawa: miękka
Papier: offsetowy
Druk: cz.-b.
ISBN-13: 9788364858789
Data wydania: 15 maj 2018
Numer katalogowy: 349503
Podpisuję się rękoma i nogami pod tą recenzją.