Dla jednych 14 lutego jest wspaniałym świętem zakochanych. Dla innych to symbol komercjalizacji i banalizacji szlachetnego uczucia, jakim jest miłość. Są też tacy, którym ten dzień już zawsze będzie kojarzył się… ze szkołą. A dokładniej ze szkołą latania. Mówiąc jeszcze precyzyjniej, z komiksem „Kajko i Kokosz. Szkoła latania”.
Wiekopomna chwila
Tego dnia bowiem roku pańskiego 2017 Minister Edukacji Narodowej Anna Zalewska podpisała edykt dotyczący nowej podstawy programowej. Za jego sprawą na liście szkolnych lektur w klasach IV-VI znalazł się jeden z komiksów Janusza Christy. Tak oto przygody dzielnych wojów Mirmiła – sprytnego i odważnego Kajka oraz rubasznego i fajtłapowatego Kokosza – znalazły się obok dzieł Adama Mickiewicza, Juliusza Słowackiego, Bolesława Prusa czy Henryka Sienkiewicza na liście książek do przeczytania, bądź – jak mawiają w pewnych kręgach – do „przerobienia”.
Jakie są konsekwencje tej decyzji? Przede wszystkim, „Szkoła latania” stała się popularna. Choć jest to popularność dwuznaczna – zarezerwowana dla szkolnych lektur. Ten liczący 36 stron komiks stał się już ofiarą doskonale wszystkim znanego procederu. Internet zaroił się od schematycznych, przykrojonych do szkolnych schematów omówień, z których uczniowie dowiedzą się, kim są postacie pierwszo- i drugoplanowe, jak skonstruowana jest fabuła itp. Trudno nad tym specjalnie ubolewać, taki jest los wszystkich lektur, więc dlaczego inaczej miałoby być akurat z komiksem.
Być może jednak będzie to również początek zmiany sposobu postrzegania komiksów. Tu sprawa jest problematyczna, ale nie można przecież wykluczyć, że umieszczenie „Szkoły latania” na liście szkolnych lektur stanie się okazją do stopniowego oswajania dzieci i ich rodziców z komiksami. Kto wie, być może młodzi ludzie po lekcji polskiego sięgną także po inne komiksy Christy, Baranowskiego, Chmielewskiego, Raczkiewicza, Rosińskiego? A może nawet współczesnych autorów? Tym bardziej że oferta jest dziś naprawdę bardzo bogata. Komiksów w Polsce wydaje się z roku na rok coraz więcej.
Janusz Christa narodziny legendy
Tak czy inaczej warto wykorzystać tę okazję do przybliżenia młodym czytelnikom sylwetki Janusza Christy, bo był to twórca nietuzinkowy. Urodził się 19 lipca 1934 roku w Wilnie, a po wojnie, w roku 1945, opuścił swoje rodzinne miasto i osiedlił się w Sopocie. Jak większość autorów komiksów, opowieściami obrazkowymi fascynował się już jako dziecko. Pierwsze historyjki obrazkowe czytała mu matka, kształtując u swojego syna specyficzny sposób postrzegania świata.
Zainteresowanie komiksami przysporzyło mu nieco problemów w szkole. Nie mógł się bowiem powstrzymać przed zarysowywaniem szkolnych zeszytów postaciami i krótkimi historyjkami. Nauczyciele często go za to upominali, obniżali oceny, a nawet wzywali rodziców. Za ekstrawaganckie „naprawienie” gazetowego zdjęcia towarzysza Bieruta za pomocą ołówka wylądował nawet na Komendzie Wojewódzkiej UB. Później z wrodzonym wdziękiem opowiadał Krzysztofowi Janiczowi i Kamilowi Śmiałkowskiemu – za swój czyn „dostał w mordę”. Nic nie pomogło. Rysowanie było silniejsze.
Od „Jazzu” do „Świata Młodych”
W roku 1956 rozpoczął pracę w redakcji magazynu „Jazz”, gdzie rok później ukazał się jego pierwszy komiks zatytułowany „Opowieść o Armstrongu”. Autorem scenariusza był Józef Balcerak. Kolejny ważny etap w jego karierze wyznacza rok 1958. Christa trafił wówczas do gdańskiej popołudniówki „Wieczór Wybrzeża”, gdzie pracował przez siedem kolejnych lat. 15 września w roku 1958 na łamach tej gazety ukazał się pierwszy epizod przygód Kajtka-Majtka zatytułowany „Latający Holender”. Przez lata artysta wymyślał nowe postacie (Koko, profesor Kosmosik), wysyłał swoich bohaterów w nowe miejsca (świat baśni, kosmos), aż wreszcie przeniósł ich do przeszłości. Właśnie w ten sposób, w roku 1972, zadebiutowali Kajko i Kokosz – dzielni woje Mirmiła.
W 1975 roku Christa z energią i nowymi pomysłami rozpoczął pracę w ogólnopolskiej gazecie harcerskiej „Świat Młodych”. Czekały go tu kolejne wyzwania. Przede wszystkim, radykalnie zmieniło się jego podejście do tworzenia historii. Do tej pory z dnia na dzień rysował kolejne paski i na bieżąco wymyślał perypetie bohaterów. Natomiast w ogólnopolskiej harcerskiej gazecie, podlegającej ocenie cenzora, musiał najpierw przedstawić scenariusz całej historii. Dopiero po akceptacji lub ewentualnym wprowadzeniu poprawek, mógł zabrać się za rysowanie. I tu kolejna zmiana – nie rysował już pasków, ale tworzył całe plansze. Siłą rzeczy musiał inaczej komponować swoje rysunki. Z jednej zatem strony ta zmiana była dla niego bardzo trudna i wymagająca, ale z drugiej publikowanie kolejnych opowieści w ogólnopolskiej gazecie przyczyniło się do tego, że stał się autorem niezwykle popularnym.
Czas na „Relaks” i… nagrody
W roku 1976 na fali rosnącej popularności Christa rozpoczął pracę w „Relaksie”, który zaoferował mu znacznie lepsze warunki finansowe. Poznał tu między innymi Jerzego Wróblewskiego, Grzegorza Rosińskiego oraz Bogusława Polcha. Chcąc udowodnić, że potrafi robić różnorodne komiksy, a nie tylko takie jak „Kajko i Kokosz”, stworzył między innymi „Gucka i Rocha” oraz „Bajki dla dorosłych”. W latach osiemdziesiątych Christa powrócił do „Świata Młodych” i publikował w nim kolejne przygody Kajka i Kokosza. W tym samym czasie Krajowa Agencja Wydawnicza rozpoczęła wydawanie komiksów o dzielnych wojach Mirmiła w wersjach albumowych, co jeszcze bardziej wzmocniło gwiazdorską pozycję Christy. Komiksy tworzył do roku 1991, kiedy to z powodów zdrowotnych zakończył pracę twórczą.
Jako artysta doczekał się po latach zasłużonej sławy. 31 maja 2007 roku otrzymał Srebrny Medal „Zasłużony Kulturze – Gloria Artis”. Nagrodę odebrała w imieniu schorowanego już wtedy artysty wnuczka Paulina. Obok twórcy Kajka i Kokosza na tej uroczystości nagrodzeni zostali Tadeusz Baranowski oraz Henryk Jerzy Chmielewski (czyli Papcio Chmiel). Autor takich komiksów jak „Antresolka Profesorka Nerwosolka” otrzymał również Srebrny Medal, natomiast twórca Tytusa odebrał podczas tej uroczystości Medal Złoty. W tym samym roku został laureatem Nagrody Prezydenta Miasta Gdańska w Dziedzinie Kultury. Rok później – 15 listopada 2008 roku w Sopocie – Janusz Christa zmarł. Do dziś pozostaje jednym z najbardziej popularnych polskich rysowników, a jego twórczość jest czytana przez kolejne pokolenia.
Kajko i Kokosz – reaktywacja
„Szkoła latania” to czwarta opowieść o przygodach Kajka i Kokosza (po „Złotym pucharze”, „Szrankach i konkurach” oraz „Wojach Mirmiła”), ale pierwsza, która zadebiutowała w „Świecie Młodych”. Przy tej okazji Christa wprowadził do swojego uniwersum kilka zmian. Mirmił przestał być księciem i stał się kasztelanem. On, jego woje oraz poddani wyprowadzili się z murowanego zamku wybudowanego przez Rycerzy Czarnego Trójkąta i zamieszkali w drewnianym grodzie (chociaż tu można mieć wątpliwości, bo miejsce zamieszkania Mirmiła zmieniało się nawet w obrębie tego pierwszego cyklu). Zniknęli Rycerze Czarnego Trójkąta, a na ich miejsce pojawili się Zbójcerze. Wielkiego Kompana zastąpił Krwawy Hegemon. Czarownica Zielacha znacząco wyładniała i zmieniła się w Ciotkę Jagę. Znalazła również męża – w tej roli pojawił się zbój Łamignat. Można także odnieść wrażenie, że Christa przesunął akcję w przeszłość. Od ukazania się „Szkoły latania” rzadziej pojawiają się chrześcijańscy duchowni, a bohaterowie częściej przywołują imiona słowiańskich bóstw.
Poza różnicami jest także oczywiście wiele podobieństw, nie mógł przecież Christa zmienić wszystkiego. Przede wszystkim takie same są charakterystyki głównych postaci. Mirmił, Lubawa, Kajko i Kokosz pozostają w gruncie rzeczy takimi samymi osobami przez całą serię. Kasztelan ze swoimi skłonnościami do depresji i nowymi zachciankami to postać inicjująca różne przygody swoich wojów. Jego żona zapewnia odpowiednią dozę zdrowego rozsądku. Kajko pozostaje tym mądrzejszym i odważniejszym z pary bohaterów, a Kokosz, jak to Kokosz, nadal nie grzeszy rozumem ani odwagą.
Szkoła latania
Komiks opowiada o nowej fascynacji Mirmiła. Wbrew obiekcjom pragmatycznej Lubawy, kasztelan postanowił nauczyć się latać. Skąd ten pomysł? To sprawka przebiegłego szefa Zbójcerzy. Krwawy Hegemon po kolejnej nieudanej próbie podbicia Mirmiłowa uświadomił sobie, że nie osiągnie tego celu, gdy w grodzie będą Kajko i Kokosz. Postanowił zatem podstępem skłonić ich do wyjazdu. Wiedząc, że kasztelan nie wyruszy w żadną wyprawę bez najlepszych wojów, roztoczył przed nim wspaniałą wizję szybowania w przestworzach. Mirmił szybko popadł w obsesję latania.
Zanim jednak pojawił się pomysł podróży do odległej szkoły prowadzonej przez czarownice, kasztelan próbował podszkolić się u ciotki Kokosza – Jagi. Niestety wszystko skończyło się niepowodzeniem. Dopiero wówczas Mirmił podjął decyzję – musi udać się do specjalistycznej placówki, gdzie pod okiem doświadczonych instruktorek zdobędzie kompetencje oraz uprawnienia do prowadzenia podniebnych pojazdów. Wspólnie z Kajkiem i Kokoszem wyruszył zatem w podróż. Zbójcerze oczywiście tylko na ten moment czekali. Jednak zanim Hegemon mógł zarządzić atak na Mirmiłowo, musiał jeszcze zneutralizować Łamignata.
Poczciwy rozbójnik stanowił ostatnią przeszkodę w realizacji planu. Na szczęście szpiedzy Krwawego Hegemona odkryli źródło potęgi męża Jagi i bezlitosny przywódca Zbójcerzy postanowił przeprowadzić akcję dywersyjną. Chodziło o to, by wykraść rozbójnikowi… czarodziejską fujarkę. To ona była źródłem jego mocy. Wystarczyło, że Łamignat zagrał na niej kilka dźwięków, by wstąpiła w niego wielka siła. Plan udało się zrealizować, ale jednak coś poszło nie tak. Hegemon wszedł wprawdzie w posiadanie instrumentu, ale nic się nie stało. Nie został obdarowany nadludzką siłą.
Mimo tego niepowodzenia szef Zbójcerzy nie zrezygnował z planów podbicia Mirmiłowa. Wykorzystując przedłużającą się nieobecność kasztelana i jego wojów, przypuścił szturm. Niestety nieszczęścia chodzą parami. W decydującym momencie trójka bohaterów triumfalnie wkroczyła bowiem do akcji, a Mirmił miał okazję, by zademonstrować swoje umiejętności szybowania w przestworzach. Upokorzeni Zbójcerze musieli wrócić do warowni, a szczęśliwi mieszkańcy grodu rozpoczęli świętowanie.
Podróż bohatera
„Szkoła latania”, jak każdy komiks Janusza Christy, to przede wszystkim doskonała rozrywka. Wartka akcja, zaskakujące zwroty akcji, mnóstwo humoru i świetne rysunki to jego podstawowe atuty. Opowieści o Kajku i Kokoszu mają jednak w sobie coś więcej. Coś, co pozwala traktować je jako ciekawy obiekt badawczy. Łukasz Czubak w swoim tekście opublikowanym w dziewiątym numerze „Zeszytów Komiksowych” proponuje na przykład spojrzenie na te historie jako bajki magiczne. Odwołując się do koncepcji Władimira Proppa, autor analizuje główne elementy tych opowieści, koncentrując się na charakterystyce występujących tam postaci. Bez wątpienia każdy z tych komiksów ma w sobie wszystko to, co powinna zawierać bajka magiczna. Mamy tu powtarzalny schemat narracyjny, wyrazisty podział na dobro i zło, magiczne atrybuty, czarodziejskie zaklęcia zazwyczaj wypowiadane trzykrotnie, archetypowe postacie będące uosobieniem podstawowych wartości i obowiązkowy happy end opatrzony morałem, w którym dobro zostaje nagrodzone, a złe uczynki przykładnie ukarane.
Ja natomiast chciałbym zwrócić uwagę na strukturę narracyjną tych opowieści i zamiast do Proppa proponuję sięgnąć po równie interesującą, a dziś może nawet bardziej wpływową, koncepcję monomitu Josepha Campbella. Według tego badacza wspólnym mianownikiem mitów i legend wywodzących się z różnych stron świata jest to, że wszystkie prezentują tę samą historię – opowieść o wyprawie mitycznego bohatera, który „(…) ryzykuje wyprawę ze świata powszedniości do krainy nadnaturalnych dziwów (…); spotyka tam fantastyczne siły i odnosi rozstrzygające zwycięstwo (…) po czym powraca z tej tajemniczej wyprawy obdarzony mocą czynienia dobra ku pożytkowi swoich bliźnich (…)”. Każda taka historia składa się zatem z trzech faz, które obecne są również w „Szkole latania”.
Mirmił jako bohater mityczny
W tej opowieści mitycznym bohaterem jest Mirmił, a Kajko i Kokosz występują w roli pomocników. W pierwszej fazie bohater opuszcza wspólnotę, w której wiódł zwyczajne życie. Zwiastunem popychającym go do tej przygody i napędzającym w ten sposób całą historię, jest… Krwawy Hegemon. To on przebrany za kupca roztacza wspaniałe wizje podniebnych lotów. Mirmił początkowo waha się. Nie chce wyruszyć w niebezpieczną podróż, choć pragnie latać. Próbuje zatem osiągnąć cel chałupniczymi metodami. Kiedy jednak ponosi porażkę, decyduje się na wyprawę.
Właśnie tak rozpoczyna się druga faza monomitu. Bohater zmaga się z przeciwnościami oraz stawia czoło niebezpieczeństwom. Oczywiście u Christy mają one humorystyczny charakter. Chodzi na przykład o bolący ząb, który trzeba „wyleczyć”, wstępując do gabinetu dentystycznego prowadzonego przez… kowala. Właściwe zmagania zaczynają się w prowadzonej przez czarownice szkole latania. Mityczny bohater musi wykazać się tu odwagą, sprytem i wytrwałością. Wreszcie Mirmił osiąga swój cel i zdobywa odpowiednie umiejętności. Tak rozpoczyna się trzecia faza monomitu – droga powrotna.
Powracający do swojej wspólnoty bohater nie jest już tą samą osobą. Staje się dojrzalszy, mądrzejszy, silniejszy, a jednocześnie bardziej świadomy swych mocnych stron oraz słabości. Mirmił został – jak ujmował to Campbell – „obdarzony mocą czynienia dobra ku pożytkowi swoich bliźnich”. Chodzi o umiejętność latania, która w finale opowieści miała kluczowe znaczenie. To dzięki niej kasztelan wraz z Kajkiem i Kokoszem triumfalnie udaremnił atak Zbójcerzy. Wyprawa bohatera, choć motywowana egoistycznymi pobudkami, ostatecznie okazała się zatem ważna zarówno dla jednostki, jak i całej wspólnoty. Już po wszystkim Lubawa mogła wziąć swojego ukochanego w ramiona, wykrzykując: „Witaj, mój bohaterze!”. Całość zwieńczyła jak zawsze radosna uczta, podczas której Kajko ogłasza, że z woli mieszkańców grodu Mirmił będzie nosił przydomek „Waleczny”! I tak kończy się Campbellowski monomit, a mówiąc dokładniej, kończy się jeden jego cykl i mityczna wyprawa może rozpocząć się od początku.
Łamignat w opałach
Umieszczenie „Szkoły latania” na liście lektur szkolnych spowodowało wzrost popularności tego komiksu i być może właśnie to skłoniło Egmont do wydania tej opowieści w wersji anglojęzycznej. Komiks miał zadebiutować w kwietniu 2018 roku jako „Kayko and Kokosh. Flying School”. Nie była to pierwsza próba zaprezentowania dorobku Christy w innym języku niż polski. Wcześniej ukazywały się inne wersje jego komiksów: śląska, góralska, kaszubska, francuska, a nawet w języku esperanto. Jednak żadna z tych publikacji nie wywołała takich emocji jak angielska wersja „Szkoły latania”. I to jeszcze zanim w ogóle się ukazała.
Wszystko zaczęło się… od fujarki Łamignata. Gdy w internecie opublikowano przykładowe plansze planowanej publikacji, okazało się, że w jednym kadrze znalazła się – dość zabawna w gruncie rzeczy – literówka. Oto widzimy, jak pobity przez Zbójcerzy Łamignat rozpaczliwie szuka czegoś w krzakach. Chodzi o jego rzekomo magiczną fujarkę, która ma być źródłem nadludzkiej siły. Wystraszony rozbójnik krzyczy: „Gdzie moja fujarka?!!”. Niby nic. Tymczasem w wersji angielskiej brzmi to tak: „Where is my Fiute?!!”. To faktycznie mogłoby zdekoncentrować czwartoklasistów. Jak można było się spodziewać, w sieci od razu zawrzało.
Szybko okazało się jednak, że ta literówka to wierzchołek góry lodowej. Poważniejsze kontrowersje wzbudziło inne tłumaczenie. Oto później, gdy szef Zbójcerzy dowiedział się już o mocy czarodziejskiej fujarki, postanowił ją ukraść. Na jednym z kadrów widzimy, jak przebrany za wędrowca Hegemon zabiera magiczny instrument, a zaskoczony rozbójnik jęczy: „Na Trygława i Swaroga! Oddaj…”. Wydawałoby się, że przetłumaczenie tej kwestii nie powinno przysporzyć kłopotów. A jednak! Oto w przykładowej planszy opublikowanej w internecie czytamy: „By Zeus and Saint Vitus! Give it Back!”. Czyżby żyjący w słowiańskiej puszczy rozbójnik był samozwańczym znawcą greckiej mitologii oraz dysponował wiedzą o chrześcijańskich świętych z trzeciego wieku po urodzeniu Chrystusa? A może jest fanem amerykańskiego zespołu doom metalowego założonego w roku 1979?
Trygławie, widzisz to i nie grzmisz?
Ani Trygław, ani Swaróg nie dorównują popularnością bogom greckim czy nordyckim, jednak zamiast szukać absurdalnych odpowiedników, warto byłoby dać im szansę. Tym bardziej że w mitologii słowiańskiej to postacie bardzo istotne. Swaróg lub Swarog, czasami utożsamiany ze Swarożycem, jak podaje Aleksander Gieysztor, to ogólnosłowiańskie bóstwo ognia niebiańskiego, czyli słońca, ale także ognia domowego lub ofiarnego. Trygław natomiast, zwany także Trzygłowem, to słowiańskie bóstwo znane w Brennie (dzisiejszy Brandenburg), Szczecinie oraz Wolinie. Uważa się, że był wcieleniem Welesa, czyli bóstwa magii, przysięgi oraz zaświatów. Miał trzy głowy, ponieważ zawiadywał trzema światami: niebem, ziemią oraz podziemiami.
Dlaczego zatem tłumacz zrezygnował z zachowania tych imion? Jeszcze przed wybuchem afery Michael Kandel tak odpowiedział na ogólne pytanie o trudności związane z przekładem tego komiksu: „Christa umieszcza w tym komiksie wiele żartów słownych, lubi bawić się słowami. Staram się oddać jego poczucie humoru. Nie próbuję natomiast zachowywać wszystkich odniesień do kultury słowiańskiej, bo dla zagranicznych czytelników byłyby niezrozumiałe, i, co za tym idzie, bezużyteczne. Na ich miejsce znajduję inne żarty, mam nadzieję, że równie uroczo niemądre”. Szkoda, że tłumacz podszedł do sprawy w ten sposób. Przecież równie dobrze mógł potraktować to jako okazję do zapoznania czytelników ze słowiańskimi bóstwami.
Swaróg kontra Thanos
Można wymienić kilku autorów, którzy myśleli właśnie takimi kategoriami. Neil Gaiman nie miał oporów przed tym, by do powieści „Amerykańscy bogowie” obok bogów bardzo popularnych wprowadzić także nieznane słowiańskie bóstwa. Sukces książki oraz nakręconego na jej podstawie serialu potwierdza, że była to strategia słuszna. Swaróg we własnej osobie wystąpił nawet – choć był to występ epizodyczny – w wydanej niedawno na naszym rynku „Rękawicy Nieskończoności”. Znalazł się w grupie bóstw, które pod dowództwem wszechmocnego Odyna miały stanąć do walki z Thanosem. Jim Starlin również nie bał się umieścić go w drużynie bogów dowodzonych przez Odyna. A Skoro już o Marvelu mowa, to nie można przecież pominąć dorobku Stana Lee.
W swojej komiksowej biografii tak wspomina wykorzystanie panteonu nordyckich bóstw w latach sześćdziesiątych, czyli w czasach, gdy to nie było tak modne, jak dziś. „Potem chciałem stworzyć bohatera jeszcze potężniejszego niż Hulk…, ale jak miałem to osiągnąć? Czy zwykły człowiek mógłby być silniejszy od naszego zielonoskórego? Wtedy pomyślałem, niech nie będzie człowiekiem, tylko bogiem. Większość ludzi znała wówczas dość dobrze mitologię grecką i rzymską. Co mogłem zrobić, by się wyróżnić? Bogowie skandynawscy!”. Stan Lee nie starał się zatem dawać ludziom tego, co już znają. W swoim najbardziej kreatywnym okresie wykraczał poza utarte ścieżki. Ryzykował, zamiast traktować swoich czytelników jak idiotów, którzy nie są w stanie przyjąć nic nowego.
Szranki i konkury
W każdym razie od tego okrzyku Łamignata zaczęła się dyskusja o wyższości greckich bogów i chrześcijańskich męczenników nad bóstwami słowiańskimi. Lub odwrotnie. Do całej sprawy należy podejść na poważnie, ale też bez niepotrzebnego zadęcia. Warto zachować tak charakterystyczne dla samego Christy dystans i poczucie humoru. Sytuując akcję swojego komiksu w czasach pogańskich, nie miał przecież na celu wielkiej akcji promocyjnej. Chodziło o pobudki pragmatyczne. W wywiadzie udzielonym Bartoszowi Kurcowi tak odpowiadał na pytanie o przyczyny umieszczenia akcji w przedchrześcijańskiej Polsce: „Kajko i Kokosz w średniowieczu – nie uniknę kłopotów z Kościołem, chrześcijaństwem. Muszę to ominąć i akcję przeniosłem w czasy przedchrześcijańskie. Zadrzeć z komuną było niebezpiecznie, zadrzeć z Kościołem jeszcze gorzej”.
Nie ma tu zatem żadnej ideologii, ukrytych motywów ani próby oddawania czci pradawnym bóstwom. Nie był na pewno Christa polskim Alanem Moore’em. Zresztą w tym czasie Mag z Northampton jeszcze chyba nie wpadł na pomysł oddawania czci wielkiemu bogowi wężowi Glykonowi. Niemniej jednak w albumach z przygodami Kajka i Kokosza widać tak charakterystyczną dla Christy dbałość o szczegóły oraz poważne podejście do pracy, że nie można lekką ręką tego unieważniać. Autor dbał nie tylko o warstwę graficzną i scenariuszową, lecz także przywiązywał dużą wagę do skonstruowania wiarygodnego tła historycznego.
Poza tym dziś – prawie pięćdziesiąt lat po publikacji pierwszych pasków z przygodami dzielnych wojów Mirmiła – świat wygląda inaczej. Chrześcijaństwo w Europie wbrew przewidywaniom socjologów wieszczących erę sekularyzacji trzyma się bardzo dobrze. Religie monoteistyczne, zamiast zanikać wraz z rozwojem nauki i techniki, są coraz bardziej wpływowe. Intensywnie rozwijają się nawet ruchy kultywujące i upowszechniające przedchrześcijańskie dziedzictw kulturowe. Nikogo nie dziwi dziś to, że mitologia nordycka jest coraz popularniejsza. Odyn, Thor czy Hejmdal to postaci znane nie tylko fanom Marvela czy serialu „Wikingowie”. Dlaczego zatem tak trudno zaakceptować fakt, że równie ciekawa mogłaby być mitologia słowiańska?
Koniec baśni?
Mogłaby, gdyby dano jej szansę. Żeby było jasne. Nie uważam, że jeden komiks, w którym poczciwy zbój wzywa – zresztą nadaremno – imiona dwóch słowiańskich bogów, uczyni ze Swaroga i Trygława postacie dorównujące popularnością Odynowi i Thorowi, a mitologię słowiańską wydźwignie na szczyty popularności. Oczywiście nie w tym rzecz. Z drugiej jednak strony, jeśli nawet w przypadku takich drobiazgów jak zgodne z duchem komiksu tłumaczenie, ktoś nie potrafi stanąć na wysokości zadania, to stare słowiańskie bóstwa skazane są na zagładę. A przecież zgodnie z zapowiedzią Egmontu, anglojęzyczna wersja komiksu została pomyślana nie tylko jako „gratka dla kolekcjonerów i miłośników przygód Kajka i Kokosza oraz twórczości Christy”, ale miała również pozwolić „czytelnikom na całym świecie poznać najpopularniejszych polskich bohaterów komiksowych”. Dlaczego zatem nie miałaby być okazją do przedstawienia czytelnikom na całym świecie słowiańskich bóstw?
Gdyby to był koniec baśni napisałbym „I żyli długo i szczęśliwie”. Może nawet dorzuciłbym coś w rodzaju „I po wielokroć przywoływali imiona Trygława oraz Swaroga”. Ale to nie jest koniec baśni i nadal nie wiadomo, jaki będzie finał tej opowieści. Po wycofaniu nakładu zawierającego wspomniane powyżej błędy, nową wersję komiksu Egmont zapowiedział na styczeń 2019 roku. Fani twórczości Christy, rodzimi wyznawcy Trygława i Swaroga oraz wszyscy mieszkańcy Wysp Brytyjskich i USA wstrzymali zatem oddech w oczekiwaniu na tę edycję. Tymczasem wydawnictwo, umiejętnie budując napięcie, przesunęło premierę na luty. Gdy już wydawało się, że 27 lutego roku pańskiego 2019 komiks faktycznie się ukaże, Egmont znów zaskoczył czytelników. Nowa data premiery to… 25 września 2019. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że właśnie w tej chwili sztab tłumaczy w pocie czoła wykuwa, niczym Swaróg na swym kowadle, takie słowa, że nawet najbardziej zatwardziali wyznawcy Peruna będą zadowoleni.
Kajko i Kokosz. Szkoła latania – przykładowa grafika
Artykuł jest skróconą wersją tekstu, który znajdzie się w książce „Moje komiksy. Vol 1. Od Tajfuna do Supermana”.
Jak Trygław i Swaróg pozwolą, książka ukaże się w maju 2019 roku.
Pisząc tekst, korzystałem m.in. z: Krzysztof Janicz, Kamil Śmiałkowski, Janusz Christa – wyznania spisane, Stowarzyszenie Twórców Contur, 2008; Jerzy Szyłak, Tomasz Marciniak, Koniec świata przygody. O Januszu Chriście, „Zeszyty Komiksowe”, nr 9, maj, 2009; Janusz Christa, Świat, jakiego nie ma, [w:] Trzask Prask. Wywiady z mistrzami polskiego (i nie tylko) komiksu, Bartosz Kurc, Bajka, Koluszki, 2004; Łukasz Czubak, „Kajko i Kokosz” – analiza bajkoznawcza, „Zeszyty Komiksowe”, nr 9, 2009; Joseph Campbell, Bohater o tysiącu twarzy, Kraków: Wydawnictwo Nomos, wydanie II poszerzone i poprawione, 2013; Aleksander Gieysztor, Mitologia Słowian, Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe, Warszawa; Wywiad z Michaelem Kandelem, tłumaczem komiksu „Kayko and Kokosh: Flying School”, opublikowany na portalu Gildia Komiksu; Stan Lee, Peter David, Colleen Doran, Zdumiewający, fantastyczny, niesamowity. Cudowne wspomnienia, Egmont, Warszawa, 2018; Arkadiusz Florek, ‘Kajko i Kokosz’, czyli świat dzielnych wojów, „Zeszyty Komiksowe”, nr 9, 2009.
Paweł Ciołkiewicz
elo