Kolejny komiks Alberto Brecci został wydany na naszym rynku dzięki Non Stop Comics. Jest zupełnie inny niż poprzednie tomy z pracami tego autora. To kolorowa opowieść o najsłynniejszym wampirze wszech czasów, Draculi.
Czy potrzebna jest kolejna adaptacja losów Draculi?
Przed lekturą tego komiksu spojrzałem na półkę, gdzie stoi już Dracula w wersji Mike’a Mignoli i Dracula George’a Bessa. Gdzieś leżała też Dracula Roya Thomasa i Estebana Marota. Myślałem, że przy okazji tej premiery zrobię porównanie poszczególnych wersji. Nawet nie jestem jakimś szczególnym fanem tego tytułu, ale wyszło po prostu bardzo dużo dobrych komiksów na podstawie powieści Brama Stokera. Podobnie zresztą jest w przypadku filmów.
Okazało się, że Alberto Breccia wcale nie zrobił kolejnej adaptacji, tylko poszedł w zupełnie inną stronę. Wydany właśnie tom komiksów argentyńskiego rysownika zbiera krótkie, często humorystyczne historie, w których występuje hrabia Dracula. To zdecydowanie nie są czasy jego największej mocy i potęgi. Jest raczej pośmiewiskiem niż siejącym postrach monstrum.
Często prawdziwe potworności dzieją się gdzie indziej. Tak jak w innych pracach Brecci również nad Draculą wisi widmo brutalnej wojskowej dyktatury, która terroryzowała kraj. Nawet na tak pozornie niewinnym i zabawnym komiksie odcisnęła swoje piętno. Szczególnie w części zatytułowanej Byłem legendą. Samego komiksu w tym wydaniu jest stosunkowo niewiele. Prawie połowę tomu zajmują materiały dodatkowe. Przedrukowano różne etapy powstawania większości komiksu. Dużo szkiców, mniej lub bardziej dokładnych. U mnie zawsze wzbogaca to odbiór dzieła, gdy mogę zobaczyć, jak zostało zrobione.
Nierealny świat Brecci
Styl rysunku jest też niecodzienny, jeśli chodzi o Breccię, który przyzwyczaił nas do fantazyjnych prac wykonywanych tuszem. Dracula jest komiksem kolorowym. Autor posłowia wspomniał, że przypomina mu to prace George’a Grosza i Oskara Kokoschki. Zgodzę się z tym. Widać wpływ tego okresu w historii sztuki, w którym tworzyli ww. artyści. Wydaje mi się też, że jedną z inspiracji mogła być sztuka naiwna albo art brut, czyli twórczość ludzi bez wykształcenia artystycznego, często z marginesu społecznego lub chorych psychicznie. Oczywiście przefiltrowana przez wrażliwość artystyczną Brecci, który przecież nie zapomni nagle tego, co już wie o sztuce i jej tworzeniu.
Na pewno nie dogadałby się z Aleksem Tothem, dla którego podstawą jest jasność i klarowność w opowiadaniu historii. Kompozycje są u Brecci ciekawe, ale w każdy obrazek trzeba się chwilę wpatrzyć, żeby zobaczyć, co dokładnie przedstawia. Właściwie jedynym wyróżniającym się elementem jest czarny płaszcz głównego bohatera. Nigdy nie jest to czysta czerń. Zawsze zawiera domieszki innych barw. Przez co nawet on zlewa się czasem z otoczeniem. Sąsiadujące ze sobą elementy rysunku i postacie są czasem utrzymane w podobnej kolorystyce. Kształty są również zdeformowane. Potrzeba więc chwili, żeby wszystko rozczytać. Breccia łamie wiele zasad kompozycji, ale patrząc na jego poprzednie prace, jakoś mnie to nie dziwi. To artysta, który ciągle poszukuje nowych sposobów wyrażania siebie i dlatego zawsze warto choćby zerknąć na jego komiksy. Poza tym to komiks bez słów, więc nawet lepiej, że trzeba chwilę spędzić z każdym obrazem.
Inspiracja dla innych
Zastanawia mnie też, czy ten komiks widzieli Mike Mignola i Warwick Caldwell-Johnson, bo klimatem i niecodziennymi rysunkami bardzo przypomina mi Pan Higgins wraca do domu i Nasze potyczki ze złem (również wydane przez Non Stop Comics). Podobnie jak w przypadku tamtych komiksów nie byłem początkowo przekonany do stylu rysunku. Jednak w trakcie lektury dość szybko się przyzwyczaiłem.
Nie sądzę, żeby Drakula był komiksem, który absolutnie każdemu się spodoba, ale tak jak już pisałem, Alberto Breccia jest bardzo ciekawym twórcą i skoro mamy coraz lepszy dostęp do jego twórczości, wydaje mi się, że warto z niego korzystać.
Konrad Dębowski