WIERZĘ W ETOS PRACY

BEATA SOSNOWSKA ODPOWIADA NA PYTANIA DOTYCZĄCE JEJ ARTYSTYCZNEJ DZIAŁALNOŚCI


KZ: Zdarza się, że osoby rysujące komiksy wcale nie są zainteresowane tym medium np. jako czytelnicy. A jak to wygląda u ciebie? Czytasz komiksy, uczestniczysz aktywnie w życiu środowiska?

Beata Sosnowska (BS): W czasach, gdy ukazywały się „Relax”, „Alfa”, „Kapitan Żbik” i „Świat Młodych”, zaczytywałam się w tych wydawnictwach, ale to była bardzo wczesna młodość. Potem moje zainteresowania skierowały ku innym formom twórczości i odmiennym mediom: filmowi eksperymentalnemu, malarstwu, poezji, grafice. Obecnie bywa, że czytam komiksy, nie jest to jednak świat, który pochłonął mnie bez reszty. Interesują mnie różnorodne środki wyrazu, w których realizuję się artystycznie. Ze względu na taką wielość jedynie bywam w środowiskach i zdarza się, że czymś się mocniej zainteresuję i zatrzyma mnie to przy sobie. Poza tym jest jeszcze praca zarobkowa, ciekawa, ale też absorbująca. W miarę swoich możliwości staram się być aktywna, ale nie ukrywam, że to częściej świat przychodzi do mnie z jakąś propozycją ciekawego projektu, niż ja go szukam.

KZ: Pamiętasz swój pierwszy scenariusz? O czym traktował i jak go wspominasz?

BS: Miałam 10 lat, czekałam na każde „Studio 2” w TVP w tzw. Wolną Sobotę – nowość czasów PRL – kiedy nadawano cudowny, boski i nieziemski serial SF. „Kosmos 1999” to było dla mnie prawdziwe objawienie. Fascynowała mnie postać Mai, mieszkanki innej planety, która mogła przeobrazić się we wszystko, co sobie wyobraziła: nie dość, że była piękna, do tego jeszcze kosmicznie magiczna! Widziałam też film o wyprawie zminiaturyzowanej ekipy lekarzy i naukowców do wnętrza ciała człowieka. Pasjonująca historia, rozpalająca do czerwoności wyobraźnię małej dziewczynki. Oczywiście marzyłam, żeby przeżyć te wszystkie przygody i z tego miksu marzeń, seriali i filmów wyłonił się komiks, pracowicie rysowany długopisem w dużym zeszycie w kratkę. Mocno identyfikowałam się z komandorem statku kosmicznego. Niestety dzieło przepadło w piwnicy u rodziców. Było całkiem realistyczne, bowiem dopiero co nauczyłam się rysować muskularną klatę Tarzana, którą zgapiłam z jakiegoś komiksu, przywiezionego z RFN przez wujka mojej koleżanki. Pamiętam, że dużo starania wkładałam w rysowanie postaci kobiecych. Wtedy chłonęłam komiksowe standardy. Teraz chcę je przełamywać.

KZ: Kiedy czytam „Katastrofę” czy „Różne dziewczyny”, nasuwa mi się wniosek, że inspiracją często jest dla ciebie życie.

BS: We wszystkim, co robię, inspiracją jest życie oraz to, jak przeżywam świat. Rysunek jest mi potrzebny do tego, żeby podzielić się z innymi swoją wrażliwością: chcę, aby widz popatrzył na jakiś fragment świata moimi oczyma. Niezależnie od tego, czy powstaje historia komiksowa, film czy obraz – chodzi o osobiste przeżycie. Gdy nie ma emocji, historia jest pusta. „Katastrofa” to moje osobiste spojrzenie na wydarzenie, którego doświadczyliśmy wszyscy. Komiks wyróżnia to, w jakim kontekście osadzam moment, kiedy w radiu słychać komunikat o katastrofie: jest to sytuacja intymna. Ta trzyplanszówka, która zaczyna się sceną homoerotycznego snu, to próba opowiedzenia historii współczesnej, widzianej z perspektywy lesbijskiej. Nie wiem, co jest mocniejsze: sam fakt katastrofy czy normalność sytuacji – identycznej z tą, gdy mąż wstaje z łóżka zrobić kawę, żona włącza telewizor i ogląda wiadomości. Chciałam zawrzeć w tej komiksowej notatce dwie rzeczywistości, które mają jednakowy status. Natomiast „Różne dziewczyny” to mocno nasycona erotyzmem lesbijskim historia, publikowana w odcinkach w „Replice”. Początkowo oparta była na faktach, wspomnieniach różnych dziewczyn, potem ewoluowała w historię bardziej fikcyjną, o romantycznym zabarwieniu. Niedługo ukaże się ostania plansza tego komiksu, zastąpi go seria, którą będę rysować na podstawie scenariuszy Agi. Oczywiście będzie mocno osadzona w życiu lesbijek, osób identyfikujących się jako kobiety, osób wykluczonych, będą to historie opowiedziane z poczuciem humoru, błyskotliwe, z wnikliwą obserwacją tzw. środowiska.

KZ: Sporo w Twoich komiksach i ilustracjach odważnej lesbijskiej erotyki, dużo nagich kobiecych ciał i szczegółów anatomicznych. To, co szczególnie podoba mi się w tych pracach, to fakt, że przełamujesz tabu dotyczące cipy i spraw z nią związanych. Obalasz pewien głęboko zakorzeniony wśród Polek mit, że cipa to powód wstydu, nie mówi się o niej głośno, a już tym bardziej nie eksponuje się jej i nie zachwyca nią. Chyba, że w domowym zaciszu i jedynie ku uciesze partnera/ki. Robisz swoimi komiksami w Polsce to, co Ensler zrobiła w Stanach „Monologami waginy”. Chyba dobrze odnalazłaś się w roli przodowniczki?

BS: Oczywiście, to był mój makiaweliczny plan na zaistnienie w świecie komiksu i kultury! Żartuję. Moja odpowiedź będzie nawiązaniem do wcześniejszej. Przełamywanie tabu to także moja bardzo osobista wyprawa w głąb siebie, bardzo emocjonalna podróż, dążąca do pokonywania własnych barier. Pokazywanie innym tego, co jest nie do pokazania, tak, by nie było pornografią, a tym czymś jest cipa – potocznie rozumiany wyznacznik kobiecości – to moja konfrontacja z moim odczuwaniem kobiecości. Jeśli w Polsce jestem pierwszą w tej kwestii, to cudownie, ale mam nadzieję, ze nie ostatnią. Ale są w naszym kraju artystki, które wykonują prace okołowaginalne, mówią o cipie wprost, więc nie wiem, jak to jest z tą palmą pierwszeństwa. Niewątpliwie jestem pierwszą twórczynią, która mówi o cipie na mój sposób i która ją pokazuje w komiksie.

KZ: Mimo wszystko nie boisz się zaszufladkowania „Sosnowska? A, to ta od cip”?

BS: Nie, w ogóle się nie boje, mam zbyt duży temperament artystyczny, żeby zamknąć się w jednym temacie.

KZ: W jednym z wywiadów powiedziałaś, że mężczyźni źle reagują na twoją twórczość, że uderza ich jej bezpośredniość. Czyżby pewne nieobce im zagadnienia, prezentowane przez kobietę, z jej punktu widzenia, były dla nich czymś nieodpowiednim, stanowiły zachwianie porządku fallocentrycznego świata?

BS: Dobrze, że o to pytasz. Niestety, zazwyczaj mężczyźni są zamknięci na inny niż własny obraz świata, relacji międzyludzkich i seksualności. Szkoda, bo dobrze jest poszerzać swoje horyzonty. Czasem wydaje mi się, że dla wielu mężczyzn kobieta myśląca, niezależna, mówiąca wprost o kobiecej autonomii (a czasem też o anatomii), stanowi spore zagrożenie, jeśli nie bezpośrednio, to na pewno jako zagrożenie dla stabilności fundamentów świata, w którym przyszło im wyrastać. Zadziwia mnie też autorytarność w osądzaniu tego, co jest komiksem, a co nie, co jest sztuką, a co nią nie jest. Krystaliczna postać postawy patriarchalnej. Najbardziej rozbawiła mnie z wielkim znawstwem i pewnością wygłoszona opinia na temat mojego debiutu komiksowego: „Mała nadzieja na przyszłość”. Przykre, ale też bardzo śmieszne. Ile razy zdarza mi się wątpić w siebie, przypominam sobie ten komentarz i natychmiast uwalniam się od potrzeby zdobycia uznania w oczach innych, a już na pewno w oczach „komiksiarzy”. Cenię sobie opinie krytyczne, ale merytoryczne.

KZ: Dobrze, że jest artystka, która nie widzi nic zdrożnego i spełnia się w rysowaniu kobiecej erotyki. No właśnie: kobiecej, a czy uważasz się za twórczynię uniwersalną, która równie dobrze dałaby sobie radę z tematyką heterycką bądź gejowską?

BS: Myślę, że bez problemu odnajduję się w innych obszarach tematycznych, jestem tak samo różnorodna, jak każda wrażliwa istota na Ziemi, nie jestem monolitem. Dostrzegam w sobie wiele fragmentów świata, różne formy bycia w nim, wiele aspektów tożsamości, identyfikacji, postaw. Jeśli kiedyś tematyka gejowska będzie mi na tyle bliska i będę ją na tyle rozumieć, by zabrać głos w tej kwestii, na pewno narysuję komiks gejowski. Poza tym świat nie jest lesbijski, heretycki, gejowski, transgenderowy, ateistyczny czy religijny. Jest wszystkim na raz. To nietolerancja, zamknięcie w swoich osądach tworzy getta i „jedyne możliwe światy”. To te autorytarne i autorytatywne głosy, mówiące, co jest czym, zamykają innych w gettach wykluczonych. Mało twórcza postawa.

KZ: Tworzysz zarówno do swoich scenariuszy, jak i w kooperacji z Agnieszką Weseli. Kiedy pracuje ci się lepiej?

BS: Najlepiej pracuje mi się w momencie, gdy czuję do siebie zaufanie oraz gdy czuję, że osoba, która powierzyła mi swój tekst, daje mi wolną rękę. Potrafię wygospodarować sobie przestrzeń wolności twórczej w tym, co robię. Z Agnieszką świetnie mi się pracuje, bywają oczywiście nerwowe momenty, ale potrafimy cieszyć się z osiągniętego efektu. Teksty Agnieszki bardzo mnie inspirują, dwuznaczność użytych słów i poetycka forma są dla mnie wyzwaniem. Długo myślę nad obrazem, pytam Agnieszkę, co ona widzi w tych słowach, potem przystępuję do pracy. Staram się nie pokazywać jej rysunków w trakcie powstawania, nie zawsze udaje mi się zachować tajemnicę. Agnieszka jest bardzo wymagającą odbiorczynią, dlatego jej akceptacja gwarantuje, że udało mi się złapać coś z klimatu jej poezji.

KZ: Jak doszło do nawiązania współpracy z pismami „Furia” i „Replika” i jak się ona układa?

BS: Wszystko zaczęło się od UFY i od pokazu multimedialnej instalacji „WYkroczeNIA” ,w ramach której prezentowałam swoje pierwsze lesbijskie grafiki; był to wspólny, tekstowo-dźwiękowo-graficzny projekt Marii Cyranowicz, Agnieszki Weseli i mój. Redakcja „Repliki” zauważyła te grafiki i zaproponowała mi, abym rysowała dla nich komiks. Potem zwróciła się do mnie Anna Laszuk z propozycją, żebym narysowała kilka rysunków do drugiego numeru „Furii”, traktującego o popkulturze. Wtedy odkryłam dla siebie Lady Gagę i dałam upust swojemu uwielbieniu dla jednego z najbardziej rewolucyjnych seriali „Xena, wojownicza księżniczka”. Powstał między innymi portret Xeny-Madonny-Statui Wolności, który trafił na okładkę numeru. Efektem lub może miłą kontynuacją tej współpracy była propozycja Anny, abym zrobiła ilustracje do publikacji jej autorstwa „Mała książka o homofobii”, wydanej przez Czarną Owcę. Udały się. Były dalsze plany związane z „Furią”, ale po drodze umarły: widać tak miało być, cieszę się z tego, co mogłam zrobić. W stylistyce ilustracji „Małej książki o homofobii” zaprojektowałam plakat na warszawską Manifę ze Stasią Sklepową, który już jest hitem. Była to wspólna praca, zainspirowana przez Agnieszkę Weseli, która wymyśliła nawiązanie do słynnego plakatu z okresu II Wojny Światowej z Rosie the Riveter – tego z hasłem „WE CAN DO IT”. Na bohaterkę manifowego plakatu wybrałam sklepową, zmęczoną pracą, ale potężną kobietę po pięćdziesiątce. Co do „Repliki”, współpraca trwa i mam nadzieje, że z korzyścią dla wszystkich będzie się rozwijać.

KZ: Czujesz się zmęczona i w pewien sposób ograniczona częstym poruszaniem tego samego motywu, tzn. czy chciałabyś się wybić poza ramy historii LGBT i projektów związanych z homoseksualnym środowiskiem? Ilustracje dla magazynu „Furia” miały być pierwszym krokiem, a kolejnym – tworzony do tekstu Agnieszki Weseli – komiks „Ania płód”?

BS: Na razie nie czuję się zmęczona tematem lesbijskości, wciąż jest tam dla mnie wiele lądów do odkrycia. Ale nie ukrywam, że dbam o to, aby realizować też projekty, które nie wiążą się bezpośrednio z tematyką nieheteronormatywności. Jestem zadowolona z rysunków dla „Furii”, myślę, że jest to dla mnie początek czegoś nowego, tak jak ilustracje do „Trzech Kolorów”, sabatnika boginiczno-feministycznego. Generalnie wierzę w etos pracy, nigdy nic nie idzie na marne. Efekt pracy zawsze wraca do nas, jeśli nie w tej, to w innej formie.

KZ: Czy „Ania płód” podejmie temat sprawiedliwości reprodukcyjnej?

BS: Zdecydowanie nie, to komiks zaangażowany, ale nie w ten sposób. „Ania Płód”, którą już kończę, opowiada o Powstaniu Warszawskim, tekst jest mocny, perspektywa zupełnie inna niż ta, do której przywykliśmy. Mogę tylko powiedzieć, że temat Powstania Warszawskiego był dla mnie ogromnie ważny już jako dla nastolatki. Co roku 1 sierpnia, siedząc na wakacjach u babci, przeżywałam ten dzień, ten początek i śmierć moich rówieśników. Przed przystąpieniem do rysowania plansz dużo szperałam w zdjęciach archiwalnych z powstania, chciałam poprzez odwołanie się do fotograficznej ikonografii uwiarygodnić opowiadaną historię. Komiks zostanie opublikowany w antologii polskiego komiksu kobiecego, opracowywanej przez Kingę Kuczyńską.

KZ: W antologii „Bostońskie małżeństwa” pojawiły się „Martwe ptaszki”, kolejny Twój komiks ukaże się w „Bloody Strips”. Próbowałaś swoich sił w komiksowych zinach, takich jak „Kolektyw” czy nieistniejący już „Jeju”?

BS: Nie, nie próbowałam. Nie miałam kiedy… Ale to nic straconego, prawda?

KZ: Opublikowałaś tomik poezji „W cieniu szumiących wind”, a także – w limitownym nakładzie – album „Słodkie sztuki” ze swoimi grafikami i miniwierszami Agnieszki Weseli. Zastanawia mnie, dlaczego do tej pory nie wydałaś żadnego pełnometrażowego komiksu własnym sumptem? Myślę, że album komiksowy byłby doskonałym dopełnieniem twojej działalności artystycznej.

BS: Co do wydawnictw publikowanych własnym sumptem, mam to doświadczenie za sobą. Wydałam we wspaniałej formie multimedialny tomik „W cieniu szumiących wind”, stworzyłam kontynuację tomiku w postaci strony internetowej www.windyproject.pl i zabrakło mi czasu i energii, żeby to odpowiednio wypromować. Kwestie organizacyjne, szukanie finansów, wydanie wszystkich oszczędności – ten projekt pochłonął za dużo energii.
Pomysł na dłuższy komiks jest i myślę, że to będzie dobra rzecz. Na razie nie chcę zdradzać, co to będzie, zazdrośnie ukrywam temat przed światem. Liczę na to, że znajdę wydawcę.

KZ: Wykonujesz swoje prace w różnych technikach: kolor, czarno-białe szkice, kadry stylizowane na fotografie. Czy w jakiejś z nich odnajdujesz się szczególnie dobrze?

BS: Uwielbiam rysunek i każda stylistyka jest dla mnie wyzwaniem, gorzej, gdy za długo rysuję w jednej, nudzi mi się i porzucam ją. Dlatego ciągle szukam czegoś nowego. Myślę, jednak, że coś łączy te różne stylistyki. Na pewno duży nacisk kładę na plastyczność obrazu. Chciałabym jednak, aby swobodzie stylistycznej towarzyszyła też treść: znam kilku świetnych rysowników, którzy oprócz wspaniałej kreski niewiele mają do powiedzenia. Oczywiście uważam, że ja mam dużo do powiedzenia!

KZ: W „Martwych ptaszkach” jedna z bohaterek jest do ciebie bardzo podobna. Rozumiem, że wykorzystałaś swoje zdjęcie jako wzór. Była to jakaś forma narcyzmu czy może zwykłe ułatwienie sobie pracy?

BS: Oczywiście, że narcyzmu! Typowy grzeszek każdego debiutu. Poza tym były to fajne kadry, które idealnie pasowały do reszty komiksu.

KZ: Oprócz wspomnianych: shortu w „Bloody Strips” oraz „Ani płód”, jakich jeszcze twoich publikacji możemy się spodziewać w najbliższym czasie?

BS: Tak jak mówiłam, w planach album komiksowy, nowa seria dla „Repliki”, komercyjny Ekonomiks dla dzieciaków, ale także współpraca z innymi artystami, jakieś montaże filmowe, plakaty, projekty multimedialne… Jest co robić.

KZ: Chętnie bierzesz udział w różnych kobiecych projektach komiksowych/artystycznych, wspierasz je. Zgadzasz się z opinią, że same powinnyśmy zadbać o promocję tego, co tworzymy?

BS: Zdecydowanie tak. Nie wiedzę sensu dobijania się do świata mężczyzn, żeby coś dla nas zrobili. Róbmy swoje i tyle. Jestem przekonana, że dzięki temu powstanie nowa jakość, nowa przestrzeń, do której dołączą zdolne kobiety i zdolni mężczyźni, i zdolni oni, wszyscy ci, którzy teraz nie mają swojego głosu. Ot, taka idealistyczna wizja przyszłości – uważam, że możliwa do zrealizowania.

KZ: Określiłabyś siebie jako artystkę tworzącą komiksy kobiece? W rozumieniu komiksów stworzonych przez kobietę, przedstawiających Twoją – kobiecą perspektywę, wynikającą ze specyficznego doświadczenia jako rezultatu społeczno-kulturowych uwarunkowań?

BS: Kiedyś obruszałam się na określenie „kobiece”, było negatywnie nacechowane – lekcje polskiego w liceum i poezja kobieca, jako antyprzykład poezji wysokiej, patriotycznej, męskiej, kobiece malarstwo, patrz: nijakie, literatura kobieca – ciche, kobiece szepty w domowym zaciszu. Teraz widzę konieczność nadania temu określeniu prawdziwej mocy. Kobiece, feministyczne, siostrzane – niech artystki nie wstydzą się żeńskiej końcówki, niech nie mówią o sobie „rysownik”, „komiksiarz”, „grafik”. Niech się staną rysowniczkami, komiksiarami, scenarzystkami i graficzkami, bo tym wnoszą powiew świeżości, ożywiają dość zużytą formułę komiksu, robią trzęsienie sztuki. Niech się nie boją tego, że ktoś posądzi je o feminizm, ich twórczość nazwie „kobiecą”: nie spłoną przez to na stosie banału! Ja przestałam się tego bać.

Rozmawiała Sylwia Kaźmieczak