BATMAN: CO SIĘ STAŁO Z ZAMASKOWANYM KRZYŻOWCEM?


Niełatwo jest uśmiercić legendę. W dzisiejszych czasach wydaje się to wręcz niemożliwe. Kto rozsądny pozwoliłby sobie na doprowadzenie symbolu do upadku? Tym bardziej symbolu, który niezmiennie przynosi wysokie przychody posiadaczom praw autorskich do jego wykorzystywania. Między innymi z tego prozaicznego powodu amerykański rynek nie decyduje się na zakończenie sztandarowych serii superbohaterskich i na uśmiercenie ikon – wytwarzanej przez siebie od lat – popkultury. Nie znaczy to jednak, że nie próbuje grać na uczuciach czytelników, doprowadzając ich ukochanych herosów nawet i na cmentarz, w przebiegły sposób pozorując ich odejście, by niedługo potem móc ogłosić ich triumfalny powrót.

Związane jest to z jeszcze inną tendencją, objawiającą się równie często, o ile nie częściej. Otóż mocodawcy wielkich wydawnictw od czasu do czasu zakładają sobie, że stworzą historię kultową, która na trwałe przejdzie do kanonu i stanie się kolejną kurą znoszącą złote jaja (bo o aspekcie finansowym w tym przypadku zapominać nie wolno). W ten sposób nakręcona zostaje spirala, która ma wypromować komiks już z założenia przełomowy, będący kolejnym kamieniem milowym dla losów ukochanego przez fanów idola, ale również mogący zwrócić uwagę szerszej grupy odbiorców.

Przechodząc do konkretów; tak się złożyło, że włodarze DC Comics postanowili uśmiercić Batmana – zamaskowanego krzyżowca miasta Gotham. To, w jaki sposób pozbyli się Człowieka-Nietoperza i co później zrobili, aby całą sytuację jakoś odkręcić, nie jest przedmiotem tych rozważań. Fakt faktem, że przy okazji zadecydowali sprzedać zupełnie odrębną historię, która miałaby kończyć przygody herosa wykreowanego przez Boba Kane’a i Billa Fingera, a jednocześnie zamykać dwie sztandarowe serie z nim w roli głównej.

Dwuczęściowy komiks „Co się stało z Zamaskowanym Krzyżowcem?” został wydany na łamach ostatnich numerów serii „Batman” (686) oraz „Detective Comics” (853). Do czego przyznaje się Neil Gaiman, a co jest dla nas potwierdzeniem przyjętych założeń: dla postaci Mrocznego Rycerza z miasta Gotham komiks miał być tym samym, czym – napisana przez Alana Moore’a ponad dwie dekady wcześniej – pozycja „Whatever Happened to the Man of Tomorrrow?” („Cokolwiek się stało z Człowiekiem Jutra?”) była dla postaci Człowieka ze Stali z miasta Metropolis – historią przełomową, wieńczącą jego karierę superherosa, opowiadającą o jego odejściu.

Diagnoza wydaje się oczywista – nie jest tym samym. Albo raczej – jest inny pod wieloma względami, co wynika z odmienności charakterów obydwu autorów oraz ich pomysłów na opowiedzenie „ostatniej przygody superbohatera”. Na dzień dzisiejszy trudno wróżyć, żeby uzyskał podobny status i znaczenie, jakie w drugiej połowie lat osiemdziesiątych miał – i po dziś dzień ma – komiks twórcy genialnych „Strażników”.

Czym zatem jest opowieść o pogrzebie Batmana? Odpowiedź nie jest jednoznaczna, natomiast z pewnością mamy do czynienia z próbą zmitologizowania tej postaci. Brytyjski scenarzysta usiłuje dopiąć celu wykorzystując znane sobie środki.

Spotykamy w tym komiksie namiętnie stosowaną przez Neila Gaimana kompozycję szkatułkową. Dzięki niej w pierwszej części poznajemy dwie różne opowieści przedstawiające odmienne – można powiedzieć: alternatywne – wizje śmierci Batmana. Przyznam, że jedna z historii (konkretnie „Opowieść służącego”) naprawdę wywarła na mnie duże wrażenie, zadowoliła mnie swoją błyskotliwością. Porównałbym ją do opowiadania zatytułowanego „Szkło, śnieg i jabłka” (ze zbioru „Dym i lustra”) tegoż autora, które na zawsze zmieniło moje postrzeganie bajki o Królewnie Śnieżce. Żałuję, że nie udało się Gaimanowi zrealizować wykorzystanego pomysłu w jakiejś dłuższej formie.

Autor nie byłby sobą, gdyby na potrzeby fabuły nie wykorzystał wątku nadprzyrodzonego. Nadaje on całości klimatu mistycznego, rodzi pytania znacznie wykraczające poza materialny świat, w którym zazwyczaj mogliśmy podziwiać zamaskowanego obrońcę uciśnionych. Z jednej strony intryguje, z drugiej strony wydaje się nieszczególnie dobrze spożytkowany. Być może to kwestia powtarzalności, jaką zaobserwować można w twórczości Brytyjczyka.

Wreszcie odwołuje się Gaiman do koła życia – niekończącego się cyklu napędzającego świat. To najprostszy, a zarazem najbardziej ograny sposób na to, by uczynić z historii opowieść bez finału, oddać hołd odwiecznej walce dobra ze złem, a jednocześnie nie postawić przysłowiowej kropki nad „i”. Ale nie ukrywajmy, autor nie mógł tego zrobić – nie mógł zamknąć wszystkich furtek i wybrnął z tego obronną ręką. Podobnie jak przywoływany wcześniej Alan Moore, mrugnął ukradkiem do czytelnika, niedwuznacznie dał mu do zrozumienia, że legenda herosa wcale nie kończy się w tym miejscu.

Istotny dla tej historii jest fakt, że umiejscowić ją można w dowolnym punkcie kontinuum czasoprzestrzennego komiksowego uniwersum DC, albowiem jej cechą charakterystyczną jest uniwersalizm. Batman mógł zginąć po wielokroć – w dowolnym starciu z praktycznie każdym z superłotrów, z jakimi przyszło mu się zmierzyć w swojej karierze. Nie zginął tylko dlatego, że jego krucjata nie mogła się tak po prostu skończyć, ponieważ miała cieszyć kolejne pokolenia czytelników. Nie jest zresztą tajemnicą, że będzie ich cieszyć przez kolejne lata.

W nawiązaniu do tego, ciekawym zabiegiem graficznym było nawiązanie przez Andy’ego Kuberta do charakterystycznych stylów graficznych różnych artystów przez lata odpowiedzialnych za ilustrowanie przygód mściciela z Gotham. Podbudowało to, niejednokrotnie już wspomniany mitologiczny klimat. Ponadto umiejscowiło historię w różnych rzeczywistościach, podkreślając jednocześnie kunszt graficzny rysownika, zdolność do chwilowej zmiany maniery.

Rzeczony komiks jest dobry, przygotowany z pieczołowitością, dbałością o detale, przyjemny w odbiorze, mitologizujący postać Batmana, ale na pewno nie przełomowy. Tym bardziej, gdy spojrzy się na dodatki zawarte w jego zbiorczym wydaniu. Przedstawiają one Neila Gaimana jako rzemieślnika, potrafiącego wyciągnąć ekstrakt chociażby z pozornie banalnego epizodu zauroczenia pracownika zakładu psychiatrycznego przez złowrogą Poison Ivy („Korowód”). Cztery dodatkowe, stworzone wiele lat wcześniej historie, mieszczące się gdzieś w uniwersum Batmana, pokazują nieomal nieograniczony potencjał scenarzysty do stworzenia dużo lepszego dzieła, które z czasem faktycznie mogłoby być traktowane jako kanoniczne. No, może z pominięciem „Czarno-białego świata”, który pierwotnie znalazł się w antologii „Batman: Black & White” i który – jako próba zabawy pewną konwencją – niespecjalnie mi się spodobał (choć to kwestia gustu).

Podchodząc do najnowszego dokonania „Szekspira komiksu” należy zatem nie oczekiwać arcydzieła. Wówczas stanie się ono dobrze skonstruowanym wytworem wyobraźni dwóch uznanych twórców, które naprawdę może się spodobać. Jeżeli jednak oczekiwania wobec tego komiksu będą zbyt duże, podyktowane zasłyszanymi sloganami, promującymi go jako coś wyjątkowego, wtedy niewykluczony jest zawód. Nie mamy w tym przypadku do czynienia z rozbuchaną, wielopoziomową historią z nadmiarem odwołań, nadających jej wiekopomnego znaczenia. Nie zapominajmy, że legendy rodzą się same – trudno o gotową receptę na sukces.

Jakub Syty

Inne opinie

Któryś z decydentów DC Comics musiał powiedzieć coś w rodzaju: Ej, chłopaki! Zróbmy kultowy komiks o pogrzebie Batmana!. I zrobili. Nie wzięli jednak pod uwagę, że nie oni decydują o tym, który tytuł stanie się legendą. Niestety to właśnie intencje twórców okazały się największym minusem „Co się stało z Zamaskowanym Krzyżowcem?”. I chociaż komiks został przyzwoicie zrobiony przez Gaimana i Kuberta, pozostawia po sobie nieprzyjemne wrażenie, że jest dzieckiem pazernego marketingu, a nie owocem wydanym z wewnętrznej potrzeby artystów.

Mikołaj Ratka

„Wieki życia krąg” z Mrocznym Rycerzem w roli głównej stanowi niesztampowe i jedno z lepszych podejść do tej postaci na przestrzeni ostatnich lat. Kubert mistrzowsko naśladuje style rysowania najważniejszych bat-ilustratorów, a Gaiman nie wspina się może na wyżyny sowich możliwości, ale i tak poziom, jaki prezentuje jest dla wielu nieosiągalny. Poza tytułowym „Co się stało z Zamaskowanym Krzyżowcem?” reszta historii z wydania zbiorczego jest przeciętna i nie zapada w pamięć. „Ostatnia historia o Batmanie” może nie znajdzie się w top 10 najlepszych historii z pogromcą zbrodni z Gotham City, ale warto się z nią zapoznać – mnie kupił znakomity dialog na początku pomiędzy Seliną Kyle i Joe Chillem.

Damian „Damex” Maksymowicz

Gaimana i Kuberta próba pogrzebania Batmana, od początku prowadzona jako szkatułkowa gra pozorów. Do kogo jednak kierowany jest ten pogrzeb? Jeżeli ja miałem należeć do grupy docelowej tej historyjki, to dlaczego miałbym pozwolić się jej porwać? Szczególnie, jeżeli osoba leżąca w trumnie nie jest postacią, która rozpalała moją wyobraźnie i inspirowała mnie w życiu codziennym? Gaiman popełnił fundamentalny błąd, czyniąc z Mrocznego Rycerza „wyłącznie” superbohatera. Mściciel z Gotham zasługuje na ciekawsze, odważniejsze potraktowanie, mogące ukazać w pełnej krasie złożoność jego charakteru. A tak wyszła ciut przesłodzona, ckliwa stypa z nietaktownym zakończeniem, za to zobrazowana pieczołowicie wykonanymi rysunkami. Pisałem o niej wcześniej zresztą dwa razy i tam zapewne znajdziecie rozwinięcie mojej myśli. Rzecz jasna nie polecam.

Michał Chudoliński

„Batman: Co się stało z Zamaskowanym Krzyżowcem?”
Tytuł oryginału: „Whatever Happened to the Caped Crusader?”
Scenariusz: Neil Gaiman
Szkic: Andy Kubert, Simon Bisley, Mark Buckingham, Mike Hoffman, Bernie Mireault
Tusz: Scott Williams, Simon Bisley, Mark Buckingham, Kevin Nowlan, Matt Wagner
Kolory: Nansi Hoolahan, Joe Matt, Tom McGraw, Alex Sinclair
Okładka: Andy Kubert, Scott Williams
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Egmont Polska
Data wydania: 19.04.2010
Wydawca oryginału: DC Comics
Data wydania oryginału: 07.2009
Objętość: 128 stron
Format: 170 x 260 mm
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Druk: kolorowy
Dystrybucja: księgarnie
Cena: 49,90 zł