EX MACHINA


Punktem wyjściowym autorskiej serii Briana K. Vaughana i Tony’ego Harrisa było ocalenie przez samozwańczego bohatera miasta Nowy Jork jednej z wież World Trade Center podczas terrorystycznego ataku 11 września 2001 roku. Poruszając trudny dla Amerykanów temat, scenarzysta hitowych „Y: The Last Man” oraz „Runaways” połączył gatunek political fiction z wzorcową pozycją superbohaterską, tworząc przy tym spójną, skrupulatne rozpisaną w czasie i – co ważne – zamkniętą fabułę. Oznaczona logo Wildstorm „Ex Machina” na stałe zapisze się w historii zamkniętego w 2010 roku imprintu DC Comics.

Historia zaczyna się w roku 1999 (dokładnie w poniedziałek 18 października), kiedy Mitchel Hundred, zwyczajny inżynier, w wyniku kontaktu z bliżej nieokreślonym przedmiotem elektronicznym zostaje obdarzony zdolnością porozumiewania się z mechanicznymi urządzeniami. Śledzimy jego niełatwą karierę w roli superbohatera, nazywającego siebie The Great Machine oraz następującą po niej karierę w roli burmistrza Nowego Jorku, której początek oznaczał porzucenie przebrania, wyjawienie skrywanej wcześniej tożsamości i wzięcie udziału w – jak się okazało – zwycięskich wyborach. Aby było ciekawiej, akcja w komiksie rozgrywa się dwutorowo. Z jednej strony – w postaci flashbacków – dowiadujemy się, jakich wyczynów dokonał „pierwszy prawdziwy superbohater” w historii Stanów Zjednoczonych. Z drugiej strony – w czasie rzeczywistym – począwszy od 6 listopada 2001 roku, śledzimy karierę polityczną jednego z najbardziej osobliwych mężów stanu, następcę sławnego Rudolpha W. Giulianiego. Za każdym razem wydarzenia przeszłe są zestawiane z przeszłymi, często na zasadzie komplementarności poruszanych tematów czy analogii pomiędzy rozwijanymi wątkami fabularnymi. Co istotne, wszystkie wydarzenia podpisane są datą, więc można umiejscowić je na wykreowanym kontinuum czasoprzestrzennym.

Mitchel Hundred to postać, do której czytelnik czuje sympatię. To wychowany w duchu amerykańskiej tradycji everyman, którego spotkała niesamowita i na swój sposób tragiczna w skutkach przygoda, obarczając go ogromnym brzemieniem. Ale bohater ochoczo podjął stojące przed nim wyzwanie, z czasem chcąc zrobić dla ukochanego miasta coś więcej, niż tylko nieść pomoc w przebraniu, w dodatku będąc uważanym przez policję za zagrożenie. Vaughan nie ukrywał, że do stworzenia „Ex Machiny” popchnęła go chęć pokazania politykom, że jeśli się tego chce, można poprawiać jakość życia mieszkańcom Stanów Zjednoczonych. Fakt, że miejscem akcji jest Wielkie Jabłko również nie jest bez znaczenia, a to dlatego, że scenarzysta spędził tam dużą część swojego życia i jest to miejsce szczególnie bliskie jego sercu.

Polityka odgrywa znaczącą rolę w rozwoju wypadków przedstawianych na planszach „Ex Machiny”. Burmistrz musi zmierzyć się z wieloma typowymi dla metropolii problemami. W jednej z pierwszych historii miasto walczy ze śnieżycą, a w dodatku ktoś zabija kierowców pługów śnieżnych. Polityk musi borykać się również z problemami m.in. obrazoburczej sztuki, poparcia dla małżeństw homoseksualnych czy kwestią legalizacji marihuany. Na jego drodze pojawiają się liczne dylematy natury etycznej czy wreszcie kwestie związane z rozwojem własnej kariery, której spełnieniem byłoby piastowanie wyższego urzędu państwowego. Aby ukazywanym wydarzeniom nadać najbardziej możliwy stopień wiarygodności, Mitchel Hundred skonfrontowany został z prezydentem George’em W. Bushem Jr. czy nawet z papieżem Janem Pawłem II. Spotkanie z tym drugim to jeden z ciekawszych momentów serii, zwłaszcza w kontekście prób wyjaśnienia źródła mocy protagonisty.

Od pierwszego zeszytu nurtującym czytelniczą ciekawość tematem jest tajemnica pochodzenia sił stojących za powstaniem The Great Machine. Tak naprawdę nie wiadomo, co sprawiło, że Mitchel Hundred zyskał nadludzkie moce. Można przyjąć, że stało się to w tak niewiarygodny sposób, jak w antycznym teatrze, gdzie pewne wydarzenia miały miejsce przy użyciu zabiegu deux ex machina. Na rozwiązanie tej zagadki czytelnikowi przyjdzie czekać do samego końca, rozpisanej na pięćdziesiąt (plus cztery speciale) odcinków, serii. Czy usatysfakcjonuje ona wszystkich – trudno powiedzieć. Poszlaki zostawiane po drodze przez scenarzystę sugerują pewne rozwiązania dużo wcześniej, ale domysły nie zawsze są trafne czy w pełni oddające zamierzenia autora. Zresztą o wiele ważniejszy wydaje się obyczajowy (tak samo przygodowy, ma się rozumieć) charakter całej opowieści, a przede wszystkim snucie domysłów na temat osoby posiadającej nadzwyczajne moce i równocześnie piastującej ważne stanowisko w państwie. Nie ma się jednak o co martwić – jak wspomniałem, czytelnik po lekturze ostatniego odcinka otrzymuje odpowiedzi na wszystkie najważniejsze pytania.

Dobrze rozpisana seria nie opiera się tylko i wyłącznie na postaci pierwszoplanowej, toteż w „Ex Machinie” znajdziemy całą plejadę postaci drugoplanowych oraz szeroką gamę postaci epizodycznych. Szczególnie ważne role odgrywają dwaj towarzysze Mitchela, którzy pomogli mu stać się superbohaterem. Rick Bradbury był świadkiem wypadku swojego przyjaciela, od początku wspierał jego poczynania w roli obrońcy miasta, a że w przeszłości służył jako marine, w gabinecie burmistrza dostał rolę jego osobistego ochroniarza. Ivan „Kremlin” Tereshkov to mechanik, który pomógł zbudować strój The Great Machine i od początku wierzył w wyjątkowe przeznaczenie swojego podopiecznego, do czynienia czegoś szczególnego, czegoś na miarę oczekiwań człowieka z innej rzeczywistości. W rzeczy samej, imigrant ze Związku Radzieckiego jawi się jako mentor Mitchela, który niestety strasznie cierpi wskutek decyzji o wycofaniu się z działalności zamaskowanego bohatera i wejściu w politykę. Komisarz Amy Angotti, to postać pokroju komisarza Gordona, z początku walcząca przeciw samozwańcowi, potem wspierająca działania burmistrza. Wspomnienia wymaga także Dave Wylie, zastępca burmistrza, jego prawa ręka i przyjaciel.

Niczym klasyczny superbohater, The Great Machine zyskał swojego arcyprzeciwnika. Jego nemesis jest Jack Pherson, który najpierw chciał odkryć sekret porozumiewania się z maszynami, a następnie zyskał analogiczną zdolność porozumiewania się ze zwierzętami. Jakkolwiek to brzmi, starcia między tymi dwoma bohaterami dalekie są od pastiszu komiksów z herosami w trykotach. Co więcej, postać Jacka Phersona nie jest ostatnią, która zyskuje na planszach serii niezwykłe zdolności. Ma to oczywiście związek z pochodzeniem mocy protagonisty, ale nie sposób powiedzieć nic więcej, by nie psuć nikomu przyjemności z lektury.

Za stronę graficzną serii odpowiada Tony Harris. Jego styl opiera się na wykorzystaniu zdjęć zainscenizowanych do przedstawienia scenek mających miejsce w kadrach komiksu. Jako ciekawostkę można traktować fakt, że modelem Mitchela Hundreda był bliski przyjaciel rysownika. Foto-realistyczne, lecz na swój sposób przerysowane obrazki pretendują do tego, by odbierać „Ex Machinę” bardziej jako zapis rzeczywistości, niż wymyśloną historię. Myślę, że jeśli tak interpretować pomysł na jej realizację, ma to swoje racjonalne wyjaśnienie – zwłaszcza w kontekście wspomnianych aspiracji scenarzysty. Nie trudno jednak znaleźć przeciwników tego typu warsztatu pracy.

Na zauważenie zasługuje zeszyt, w którym Mitchel Hundred spotyka się z Vaughanem i Harrisem w sprawie stworzenia komiksu o swoich losach. Pomysł na tego typu zabieg nie tyle świadczy o luźnym podejściu autorów do realizowanego projektu, tudzież o dystansie do swojej pracy i umiejętności śmiania się z samych siebie, ale to również sposób na urealnienie opowieści o niezwykłym burmistrzu. W takim przypadku nie trudno zwrócić uwagę na ideały, jakie scenarzysta ceni sobie w politykach i które projektuje na „spotkanego” polityka. Pomysł uważam za niezwykle trafiony.

Brian K. Vaughan ma wyjątkowy talent do rozpisywania wymyślanych przez siebie fabuł na odcinki serii. Każdy z tych odcinków ma swoją dynamikę, stanowi spójna część i jednocześnie fragment większej całości. „Ex Machina” jest przykładem rewelacyjnie prowadzonego serialu, przemyślanego i rozplanowanego od początku do końca. Szczególnie ten ostatni fakt wymaga podkreślenia. Wszystko od pierwszego do ostatniego zeszytu jest spójne, nie ma nawet możliwości jakiejkolwiek kontynuacji, podobnie jak było w przypadku „Y: The Last Man”. To wielka zaleta, obok fantastycznie rozpisanych ról, poruszanych tematów czy sposobu prowadzenia narracji. Jeśli ktoś zapyta mnie kiedyś o tytuły związane z upadłym imprintem Wildstorm, „Ex Machina” będzie pierwszym, który przyjdzie mi na myśl. Uważam ją za jedną z lepszych serii, jakie dane mi było czytać.

Jakub Syty

„Ex Machina”
Scenariusz: Brian K. Vaughan
Rysunki: Tony Harris
Tusz: Tom Feister, Jim Clark
Kolor: JD Mettler
Wydawca: DC Comics – Wildstorm
Data publikacji: 08.2004 – 08.2010
Liczba zeszytów: 50 + 4
Liczba wydań zbiorczych: 10