JONNY DOUBLE


Duet Azzarello/Risso serią „100 naboi” niewątpliwie wyznaczył nowe standardy w amerykańskim przemyśle komiksowym. Jednak pierwszym owocem współpracy wspomnianej pary był czteroczęściowy, dziś nieco zapomniany kryminał – „Jonny Double”. Już ten wydany w 1998 roku komiks pokazał, jak wielki potencjał drzemie w jego twórcach. Uważny czytelnik bez problemu dostrzeże w nim elementy, które okazały się kluczowe dla późniejszego sukcesu „100 pestek”.

Jonny Double to epizodyczny bohater z uniwersum DC, który pojawiał się w takich tytułach jak „Wonder Woman” czy „Kobra”. Stworzony został w latach sześćdziesiątych przez Lena Weina i Marva Wolfmana.

Brian Azzarello postanowił przywrócić tę postać i zrobił to w charakterystyczny dla siebie sposób. Jonny, były policjant, to mocno dotknięty przez życie facet. Ledwo wiąże koniec z końcem, dorabia jako prywatny detektyw, a większość czasu spędza w barze, popijając tanie piwo i wspominając okres swojej świetności. Brzmi znajomo? Owszem. Azzarello lubi opowiadać o niespełnionych i upadłych facetach, których najlepsze czasy dawno minęły. Wystarczy wspomnieć Milo Garretta („100 naboi”) czy Ricka Junka („Filthy Rich”).

Akcja komiksu zawiązuje się w momencie, gdy Double dostaje zlecenie od tajemniczego faceta, który obawia się, że jego córka Faith zadaje się z niewłaściwymi ludźmi. Jego zadaniem jest obserwacja i ochrona dziewczyny. Ta zaś uwodzi Jonny’ego i proponuje mu udział w wielkim przekręcie, którego stawką jest fortuna pozostawiona przez zmarłego gangstera… Ala Capone’a! Kierowany uczuciami Jonny decyduje się wziąć udział w tej operacji. Oczywiście okazuje się to złym pomysłem i tak zaczyna się jego ucieczka przed śmiercią.

Azzarello prowadzi akcję w dynamiczny sposób, jednocześnie stawiając po drodze dużo znaków zapytania, a przecież należy pamiętać, że był to jego pierwszy projekt tworzony dla wielkiego wydawnictwa. Wyraźnie widać, że już wtedy wykazywał oznaki niebywałego talentu, cała historia sprawia wrażenie dość dobrze przemyślanej. Zastrzeżenia można mieć głównie do zakończenia, które rozczarowuje swą naiwnością. Odniosłem też wrażenie, że autor wprowadził do komiksu zbyt wielu – jak na dziewięćdziesiąt sześć stron opowieści – bohaterów drugoplanowych, przez co momentami czytelnik może czuć się nieco skonfundowany.

Komiks ten stanowi dla scenarzysty swego rodzaju rozgrzewkę przed „100 nabojami”. Obie opowieści łączy m.in. klimat. San Francisco, w którym mieszka Double to miejsce pełne przemocy, biedy i ciemnych interesów, bardzo podobne np. do Chicago, w którym obracała się Dizzy Cordova („100 naboi)”. Zauważyć też można epizod, w którym Azzarello bawi się tłem, przedstawiając w nim poboczną opowiastkę. Niestety, nie wychodzi mu to nawet w połowie tak dobrze, jak w niektórych tomach „100 kulek”. Tradycyjnie zaś należy pochwalić go za rewelacyjne i naturalnie brzmiące dialogi, które pełnią ważną rolę w budowaniu klimatu.

Eduardo Risso to twórca posiadający swój własny, łatwo rozpoznawalny styl, który wydaje się być wręcz idealnie dopasowany do tego, co w swoich scenariuszach zawiera Brian Azzarello. Jest to jeden z kluczowych czynników odpowiadających za sukcesy komiksów tej pary. Argentyńczyk bardzo udanie wizualizuje brudny świat Jonny’ego Double’a. Warto zwrócić uwagę na rewelacyjne kadrowanie, które jest jedną z charakterystycznych cech twórczości Risso. Każda plansza jest rozrysowana w inny sposób i składa się z różnej ilości kadrów. Co więcej, każdy kadr sprawia wrażenie niezbędnego, a wszystko to czyni lekturę bardzo płynną i przyjemną. Co ciekawe, latynoski twórca – w przeciwieństwie do Azzarello – w momencie pisania tego komiksu był już dość dobrze znany w Europie (a w Polsce dzięki wydanym „Chicanos” czy „Ja, wampir”) i w Stanach (za sprawą publikacji w „Heavy Metal”). Z pewnością podjął on dobrą decyzję, wchodząc w kooperację z młodym, obiecującym scenarzystą, który dal mu możliwość pokazania pełni możliwości.

Mam mieszane odczucia co do pracy kolorysty, Granta Goleasha. Z jednej strony, wykonał swoją pracę bardzo poprawnie, całość utrzymana jest w jednakowej stylistyce, dość dobrze oddającej nastrój opowieści. Z drugiej zaś, kolory wydają mi się nieco zbyt blade. Dla porównania, spoglądając na komiksy z udziałem Patricii Mulvihill („100 Naboi”, „Batman – Broken City”), gołym okiem widać, że jej kolory czynią rysunki argentyńskiego twórcy jeszcze bardziej efektownymi. Niestety, nie można powiedzieć tego samego o Goleashu.

„Jonny Double” to niewątpliwie pozycja, którą należy polecić wszystkim fanom dobrego kryminału. Jest to dobrze poprowadzona, ciekawa opowieść, przewyższająca poziomem większość komiksów z nowego cyklu wydawniczego Vertigo Crime. Warto zobaczyć, jak rodziła się współpraca jednego z najbardziej elektryzujących duetów komiksowych minionej dekady. Tym bardziej, że na półkach amerykańskich księgarni, trzynaście lat po premierze „Jonny Double”, właśnie pojawił się pierwszy zeszyt „Spacemana”, nowej miniserii stworzonej przez parę Azzarello/Risso.

Maciej Kosuń

„Jonny Double” SC
Scenariusz: Brian Azzarello
Rysunki: Eduardo Risso
Kolory: Grant Goleash
Liternictwo: Clem Robins
Okładki: Mark Chiarello
Stron: 99
Cena: 12,95$