„Victory: we fight to win/Victory: is ours again/We are the scourge of the land and sea/ Beastly pirates are we…”. To słowa piosenki, które utkwiły mi głęboko w głowie. Pochodzą z czasów dzieciństwa i programu „Morze”, emitowanego przez Telewizję Polską. O czym był sam program, nie pamiętam. Doskonale jednak przypominam sobie scenę z jego czołówki: dwa walczące ze sobą statki. Piraci, ostrzał artyleryjski, abordaż, walki na szpady. Czegóż więcej mógł chcieć mały chłopiec? Seria Long John Silver miała być próbą powrotu do tamtych czasów.

Long John 4 - rys. Mathieu Lauffeay

Long John 4 – rys. Mathieu Lauffeay

Ostatni tom pirackiej serii

Tak właśnie było z pierwszymi trzema tomami serii. Lektura pochłaniała mnie bez reszty. Wyprawa do tajemniczego miasta, piraci, intrygi. Wyraźne postaci – każda goniąca za swoim celem. No i on – prosto z Wyspy skarbów Roberta Louisa Stevensona. Long John Silver – kuternoga, herszt bandy, najtwardszy pirat, jakiego można spotkać. Czwarty tom przygód tytułowego bohatera to ostatnia ich część. Bohaterowie z Long Johnem na czele docierają w końcu do Guayanacapac. Znajdują tam ogromną piramidę, zapewne postawioną przez Majów bądź Azteków. Oczywiście mamy też tabuny wściekłych tubylców. W komiksie dochodzi również do długo wyczekiwanego spotkania Lady Vivian Hastings z mężem Byronem.

To właśnie podczas tych paru chwil zostaje wyjawiony prawdziwy cel całej wyprawy. I szczerze mówiąc… wcale mi się to nie podobało. Po ostatnim tomie oczekiwałem przede wszystkim wielkiej rozróby i finałowego pojedynku na szpady pomiędzy głównymi adwersarzami. Owszem – w komiksie dochodzi do bitwy plemienia indiańskiego z załogą pirackiego statku, ale jest to wątek poboczny. W głównym mamy kapłanów, przepowiednie, koniec świata, budzenie starych bóstw. Słowem – wątki nadnaturalne. Nie wiem, czy to wpływ oczekiwania na wydarzenia, które pół roku miały zmienić nasz świat nie do poznania i zniszczyć coś, co tak dumnie nazywamy cywilizacją, ale ja mam już dość tej mody na koniec świata. I z pewnością nie spodziewałem się tego w komiksie o piratach.

Dziwny zwrot akcji

Być może mam skrzywioną percepcję, bowiem jestem bardzo wyczulony na takie „klimaty”. Poza tym „magicznym” zgrzytem komiks czyta się szybko i sprawnie. Kilka scen jest bardzo wymownych. Na przykład finał spotkania Byrona Hastingsa z małżonką czy też ostatnia scena i decyzja Long Johna, która jasno pokazuje, jakie są motywy działania prawdziwego pirata. To chwile, które trochę ratują scenariuszową, moim zdaniem, wpadkę.

Inna sprawa to rysunki. Zarówno Guayanacapac, jak i poprzednie trzy tomy serii, to uczta dla oka. A deserem jest właśnie część czwarta. Amazońska dżungla w wykonaniu Mathieu Lauffraya wygląda niesamowicie. Kolorystyka oraz miękka kreska idealnie oddają jej klimat. Dwustronna plansza z piramidą mogłaby śmiało zdobić niejedną galerię. Podobnie rzecz ma się z postaciami. Rysownik bardzo dobrze oddaje ich mimikę – mamy groźnych piratów, hordy szalonych kapłanów, Indian i piękną Vivian. Nie gorzej jest ze scenami batalistycznymi. Dynamika, akcja, sceny abordażu i walki na szpady – na to wszystko patrzy się z zapartym tchem.

Średnio udane zwieńczenie serii

Ciężko mi jednoznacznie ocenić czwarty i ostatni tom serii Long John Silver. Na pewno na tle swoich trzech poprzedników wypada najsłabiej. A fakt, że stanowi finał historii, tylko potęguje to wrażenie i rzuca się cieniem na pozostałe części. Z pewnością nie jest to koniec udany. Nadnaturalne wątki są tu wplecione na siłę, jakby w zgodzie z obowiązującymi trendami – wszak komiks miał premierę w 2013 r. Za mało mi „pirackości”, nie czuję w tym tomie klimatu Wyspy skarbów. Po skończonej lekturze Guayanacapac miałem zaśpiewać sobie „Fifteen men on a dead man’s chest – Yo, ho, ho, and a bottle of rum…”. Niestety tego hiciora będę musiał odłożyć na jakąś inną okazję.

Dziękujemy wydawnictwu Taurus Media za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Dawid Kukła

„Long John Silver”, tom 4: „Guyanacapac”
Tytuł oryginału: „Long John Silver”, tome 4: „Guyanacapac”
Scenariusz: Mathieu Lauffray, Xavier Dorison
Rysunki: Matthieu Lauffray
Tłumaczenie: Wojciech Birek
Wydawca: Taurus Media
Data wydania: maj 2013
Wydawca oryginału: Dargaud
Data wydania oryginału: kwiecień 2013
Liczba stron: 56
Format: 21 X 29 cm
Oprawa: SC
Papier: kredowy
Druk: kolor
Dystrybucja: księgarnie, internet
Cena: 37 zł