SUPERMAN: WYZWOLENIE


Superman pomaga świeżo przybyłej kuzynce zaaklimatyzować się na Ziemi. Kara jest ciągle straumatyzowana po tym, jak jej rodzinne miasto zostało zniszczone przez Brainiaca – będącego międzygalaktyczną plagą robota, którego celem jest gromadzenie całej wiedzy na każdej z kolejnych planet, a następnie niszczenie ich… Wkrótce złe wspomnienia Supergirl ożyją na nowo, gdyż Brainiac za kolejny cel wybrał sobie Ziemię. Człowiek ze stali robi wszystko co w jego mocy, jednak zostaje uwięziony w zminiaturyzowanym mieście Kandor. Tu jego moce zaczynają słabnąć, a wszystko kontrolowane jest przez Brainiaca…

Z serii animowanych filmów DC „Superman: Wyzwolenie” jest dziełem przeciętnym. Nic specjalnie zaskakującego czy spektakularnego, a jednocześnie niezbyt jest się do czego przyczepić. Animacja jest solidna, scenariusz porządny. Jasne, to prosta fabuła, która równie dobrze mogłaby być dwuczęściowym odcinkiem „Supermana TAS”, jednak sporo tu interakcji między bohaterami, dzięki czemu dobrze się to ogląda… a w każdym razie na tyle dobrze, żeby wysiedzieć godzinę i dwanaście minut filmu. Oczywiście scenarzyści pozwolili sobie na rzeczy, na które wspominany serial byłby zbyt grzeczny – takie jak pokazywanie krwi czy scenę, w której jeden z kolegów z pracy Clarka sugeruje mu, że ten może być gejem… chociaż akurat scenę, w której Lois pokazuje Brainiacowi środkowy palec mogli sobie spokojnie darować. To jedna z tych scen, które istnieją tylko demonstrowania w klipach promocyjnych, że to animacja dla dorosłych.

Sam Brainiac jest jednym z moich ulubionych przeciwników Supermana. Wersja „Superman: Wyzwolenie” nie jest może najciekawszą, z jaką się spotkałem, ale jest na tyle dobra, żeby westchnąć „ech, że też tej postaci nie wykorzystali jeszcze w żadnym filmie aktorskim”. Jest mroczny, sadystyczny, diabolicznie inteligentny, dzięki czemu stanowi godne wyzwanie dla człowieka ze stali, nie potrzebując przy tym posługiwać się oklepanym do znudzenia kryptonitem.

Mój problem z wydawanymi przez DC filmami, to to, że zawsze gubię się w kontynuacji. Każda kolejna odsłona frywolnie traktuje kolejność wydarzeń. W tym przypadku, choć Supergirl jest już na Ziemi, a Lois wie, że Clark i Superman to jedna osoba, bohater z kolei nie ma jeszcze zielonego pojęcia, kim jest Brainiac, czy czym jest miasto Kandor. Kompletnie inna kolejność od tej, z którą się zwykle spotykam.

Jak już wspomniałem, jednym z głównych plusów nie są pełne akcji sekwencje walki, a proste sceny, w których postacie rozmawiają. Konwersacje Lois i Clarkiem na temat ich ukrywanego związku, scena, w której Kal-El po raz pierwszy je obiad z innymi Kryptończykami, rozmowa Kary z mamą Kent, czy czarujący siostrzany moment” między Supergirl a Lois, w którym przypominamy sobie, że ta pierwsza jest jeszcze dzieckiem. Jest też parę przyjemnych akcentów humorystycznych z tekścikami Lois w roli głównej, choć zastanawiam się czy scenarzyści nie przesadzili trochę z jej sarkastyczną naturą. To dokładne przeciwieństwo problemu, jaki miała Lois w „Człowieku ze stali”. Tam brakowało jej charakterku, tu mam wrażenie, że mógłby być łagodniejszy. Nie jestem fanem „cheerlederkowatego” stroju Kary, gdyż jest w nim coś zwyczajnie zbyt prześmiewczego. Oczywiście, patrząc na to, jak ubiera się jej kuzyn…

„Superman: Wyzwolenie” jest całkiem niezły, zwłaszcza jako forma przeprosin za ostatni film o starciu Superman/Braniac, jakim był boleśnie żałosny) „Superman: Brainiac Attacks”. Mimo niedociągnięć uważam całość za całkiem miłą niespodziankę. DVD oferuje dziesięciominutowy dokument o produkcji nadchodzącego „Superman: Flashpoint”, który zapowiada się nieco ciekawiej. Podsumowując, film zdecydowanie nie należy do tych, jakie powinien zaliczyć każdy fan, ale jak już rzucicie okiem, to nie będziecie żałować.

Maciek Kur

„Superman: Wyzwolenie
Gatunek: animacja, akcja
Reżyseria: James Tucker
Scenariusz: Bob Goodman
Premiera: 23 kwietnia 2013
Czas: 72 minuty
W rolach głównych: Matt Bomer, Stana Katic, John Noble, Molly Quinn, Diedrich Bader, Stephen Root, Frances Conroy, Alexander Gould