Są historie, które nigdy nie zostały opowiedziane w całości, a wymyślanie ich dalszego ciągu na własną rękę jedynie dodaje wartości materiałowi źródłowemu. Są też takie, których część celowo przemilczano, bo wszelka dosłowność wypaczyłaby ich wymowę, odarła z tajemnicy, zrujnowała przesłanie. Są też takie, które są opowiadane ze szczegółami… chociaż nikt o to nie prosi.

Jason Todd jest najbardziej problematycznym z Robinów. Drugi w kolejności nastoletni pomocnik Batmana, przebierający się w pstrokaty kostium drozda zadebiutował w grudniu 1983 roku. Po kilku latach, korzystając z „Kryzysu na Nieskończonych Ziemiach”, postanowiono przemodelować jego postać i wprowadzić ją ponownie, z absolutnie nową historią debiutu w roli superbohatera i mrocznym piętnem na młodej duszy. Odmieniony Robin, obdarzony trudnym charakterem, nie zjednał sobie serc fanów w takim stopniu, w jakim oczekiwali tego włodarze DC Comics. Chociaż arogancka osobowość nowego „Cudownego Chłopca” zapewniała mu zwolenników, dominowały głosy wzywające do usunięcia go, by Batman mógł ponownie prowadzić swoją krucjatę w samotności. I tak w roku 1988 dokonało się coś bez precedensu w historii branży komiksowej – w telefonicznym głosowaniu pozwolono czytelnikom zadecydować, czy skatowany łomem nastolatek umrze od ran, czy też się z nich wyliże na łamach historii „Śmierć w rodzinie” Jima Starlina i Jima Aparo. Niewielką przewagą głosów wygrała opcja numer 1: Człowiek-Nietoperz przybył za późno, gdy jego skatowany partner oddał już swe młode życie w służbie sprawiedliwości.

Ale Jason został właściwie uśmiercony już dwa lata wcześniej. Gdy Frank Miller w 1986 rozpoczął publikację swojego przełomowego dla historii o superbohaterach „Powrotu Mrocznego Rycerza”, musiał znaleźć wiarygodny powód, dla którego zbliżający się nieuchronnie do wieku średniego Batman odwiesi pelerynę na kołek. Historie o przejściu Bruce’a Wayne’a na emeryturę zdarzały się już wcześniej – wówczas zmęczony wieloletnią walką krzyżowiec usuwał się, robiąc miejsce dla swoich spadkobierców: dorosłych Robinów lub biologicznych synów, przejmujących tożsamość Batmana. Pomysł Millera był prosty – co, gdyby postawić sytuację na głowie i zamiast pozwolić „Cudownemu Chłopcu” dorosnąć do roli Człowieka-Nietoperza, uczynić go powodem, dla którego Mroczny Rycerz zrezygnuje? W ten sposób Jason Todd (wówczas pozostający zresztą w wydawniczym limbo) zginął po raz pierwszy, w niewyjaśnionych nigdy okolicznościach, a zdruzgotany Wayne poprzysiągł, że nigdy więcej nie włoży kostiumu. „Powrót” został oczywiście uznany za historię alternatywną, dając początek linii Elseworlds, ale ziarno zostało zasiane, a trauma po zgonie Robina pozostała jednym z kamieni milowych w historii komiksów o Batmanie.

Z okazji trzydziestej rocznicy premiery „Powrotu”, Frank Miller postanowił rozwiać wątpliwości i powrócić do swojego przełomowego dzieła, by przybliżyć czytelnikom okoliczności, które skłoniły Zamaskowanego Krzyżowca do zawieszenia krucjaty na dziesięć lat. Poza oczywistą chęcią wypełnienia białych plam w legendzie amerykańskiego komiksu, autorowi zależało także na osobistym rozliczeniu ze „Śmiercią w rodzinie”, którą wielokrotnie krytykował w wywiadach jako przejaw czystego wydawniczego cynizmu. Przy scenariopisarskiej współpracy Briana Azzarello powstała historia, rozgrywająca się dokładnie 10 lat przed pierwszą księgą „Powrotu”, a zwieńczona brzemienną w skutki śmiercią Robina z ręki Jokera.

Jason Todd i jego mentor Bruce Wayne jako Dynamiczny Duet prowadzą śledztwo w sprawie tajemniczych zaginięć gothamskich bogaczy. W tym samym czasie Joker, dopiero co osadzony w Azylu Arkham, planuje kolejną ucieczkę. Wayne, którego skronie przyprósza już siwizna, a nieuchronnie starzejące się ciało zaczyna odmawiać posłuszeństwa podczas nocnych eskapad, coraz częściej myśli o oddaniu kostiumu swojemu wychowankowi. Niestety Jason (zgodnie ze swoim post-kryzysowym wcieleniem) jest krnąbrny, niepotrzebnie brutalny i arogancki, co wywołuje u Bruce’a uzasadniony niepokój co do przyszłości. Mimo trudności śledztwo udaje się doprowadzić do końca, a Robin rusza w pojedynkę za Jokerem i…. w tym momencie historia się urywa, bo ciąg dalszy wszyscy znają.

„Ostatnia krucjata” nie jest komiksem złym. To absolutnie poprawna warsztatowo, prosta i niewymagająca opowiastka o pojedynczej przygodzie Batmana i Robina. Azzarello udało się powściągnąć nawet millerowskie monologi, dzięki czemu dziełko oczyszczone jest z wszelkiej grafomanii. To grzecznie skrojona lektura na kwadrans lub dwa, idealny przykład sterylnego produktu rocznicowego (z galerią szkiców, gościnnych okładek i materiałów dodatkowych), który podreperuje wyniki sprzedażowe szacownemu klasykowi. Jest to równocześnie wytwór łatwo przyswajalny – letni, przemielony i w doskonale znanym smaku.

Nie otrzymujemy żadnego twistu, zagadki ani napięcia: zamiast nowości powracają doskonale sprawdzone motywy i patenty. Miller, jakby z obowiązku, wrzuca pomiędzy kolejne sceny akcji szeroko komentowany w latach 80. „szum medialny” z dyskusją na temat wpływu Batmana na małoletnich, wysublimowanego Jokera-palacza i rozciągnięte sceny łamania kości. Azzarello też nie szuka nowinek: z „Rozbitego miasta” dostajemy kontrowersyjnego Killer Croca jako ciemnoskórego gangstera i kontrolowanych przez Jokera pensjonariuszy Arkham, których szaleniec (oczywiście na podobieństwo Hannibala Lectera – powtórka w powtórce) wykorzystuje z celi jako swoją broń. Wrażenie „dobre, bo znajome” potęgują rysunki Johna Romity Juniora, które podobnie jak scenariusz są jak najbardziej poprawne, nie grzeszą niechlujstwem ani niedoróbkami, ale też nie oferują absolutnie nic nowego. Zwłaszcza w kolorach Petera Steigerwalda, nawiązujących do przygaszonej palety barw Lynn Varley z oryginalnego „Powrotu”.

„Ostatnia krucjata” to w gruncie rzeczy przygnębiająca historia o człowieku, który – niegdyś będąc w swojej dziedzinie mistrzem – nie daje już sobie rady. Przygnębiająca na wielu poziomach, bo tym człowiekiem jest sam Frank Miller, brnący od lat w kolejne kiepskie projekty, goniący własny ogon i odcinający tyle kuponów, ile jest w stanie. I chociaż Batmanowi niegdyś udało się powrócić, by stoczyć jeszcze jedną wielką bitwę, coraz bardziej słabnie nadzieja, że kiedykolwiek podobny wyczyn uda się Millerowi.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za przekazanie egzemplarza do recenzji.

Rafał Kołsut

Wydawnictwo: Egmont
Tytuł oryginalny: The Dark Knight Returns: The Last Crusade
Wydawca oryginalny: DC Comics
Rok wydania oryginału: 2016
Liczba stron: 80
Format: 170×260 mm
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolor
Wydanie: I
Cena z okładki: 39,99 zł