„Rat Queens 5: Wielkie magiczne nic” – okładka

Mogłoby się wydawać, że za sprawą czwartego tomu serii „Rat Queens” od wydawnictwa Non Stop Comics tytuł zaliczył pewnego rodzaju restart. Ignorował on zakończenie tomu trzeciego i nie wspominał o tym, co działo się z bohaterkami podczas ich rocznej nieobecności w Palisadzie. Po lekturze „Wielkiego magicznego nic” nie mam już wątpliwości… żadnego restartu nie było. Szkoda.

Najnowszy tom przygód Królowych Szczurów zaczyna się przybliżeniem młodości orka Dave’a. Ten odcinek specjalny pozwala nam spojrzeć na jego trudne relacje z ojcem i uświadamia nam, jaka ciąży nad nim odpowiedzialność. Moim zdaniem to chyba najlepszy zeszyt tego tomu. Później zaczyna się dość standardowo. Grupa naszych dzielnych poszukiwaczek wyrusza na misję wolontariacką w celu odnalezienia przyjaciela Betty. Po wszystkim dziewczyny piją, myślą o seksie… standard w ich przypadku. Jednak nie wiedzą, że w międzyczasie pojawia się nowa postać, dziwny czarodziej, który pragnie położyć kres ludzkiemu cierpieniu. Ostatecznie. I tutaj zaczynają się schody.

„WIELKIE MAGICZNE NIC” – TYTUŁ IDEALNY

Przy okazji tomu czwartego pisałem, że pomimo drobnych nawiązań do poprzednich tomów jest on pewnego rodzaju restartem, który umożliwi wejście w serię nowym czytelnikom. Nic bardziej mylnego. Żadnego restartu nie było. „Wielkie magiczne nic” powraca do wydarzeń z tomu trzeciego i robi to na tyle mocno, że nowy czytelnik nie ma szans się w nim odnaleźć. Co więcej, ja również miałem problem ze zrozumieniem, o co tak naprawdę chodzi w tym tomie. Problem był na tyle duży, że sięgnąłem po poprzednie tomy i przeczytałem serię raz jeszcze, od początku. Muszę przyznać, że zdarzyło mi się to pierwszy raz. Dlaczego?

„Rat Queens 5: Wielkie magiczne nic” – przykładowa plansza

Scenarzysta serii Kurtis J. Wiebe najwidoczniej nie do końca mógł pogodzić się z krytycznymi recenzjami tomu trzeciego pt. „Demony”, a dokładniej z tym, jak poprowadził postać Hannah. Mnie osobiście ten wątek też się nie podobał, o czym wspomniałem przy okazji tamtej recenzji. Wówczas wydawało mi się, że autor chce jak najszybciej zakończyć serię. W tomie tym dostaliśmy nielogiczne zachowania bohaterek, luki w fabule, a także dziwne i niesatysfakcjonujące zakończenie. Niestety, autor wraca do tego wszystkiego, starając się chyba wyjaśnić i jednocześnie ratować swoją wcześniejszą wizję. Robi to niestety w najgorszy możliwy sposób.

KURTIS J. WIEBE I JEDEN WIELKI CHAOS

Tom czwarty dał nam roczny przeskok w czasie, bez żadnych wyjaśnień na temat tego, co wtedy się działo. Ten zabieg nie do końca mnie satysfakcjonował, ale przynajmniej dał to, za co pokochałem Królowe, czyli mocno pokręcone bohaterki i luźne, niezobowiązujące fantasy. Tym razem dostajemy tom pełen alternatywnych rzeczywistości i przeskoków w czasie, z których tak naprawdę ciężko wywnioskować, które wydarzenia są prawdziwe, a które nie, a całość określić można jako jeden wielki chaos. Jedynie maluśka Betty dostrzega wszystkie zmiany w otaczającym ją świecie, bo jak zwykle przesadziła z grzybkami. Można więc powiedzieć, że na trzeźwo nie da się tego tomu ogarnąć.

OWEN GIENI I GOŚCIE… A WŁAŚCIWIE GOŚĆ

„Rat Queens 5: Wielkie magiczne nic” – przykładowa plansza

Strona graficzna nie różni się bardzo od poprzedniego tomu. Świat fantasy przedstawiony w komiksie przez Owena Gieni jest kolorowy i różnorodny. Rysownik bawi się również stylami, dostarczając nam strony stylizowane na mangę, czy też przypominające stare kreskówki z Betty Boop w roli głównej. Świetna robota. Wspomniany na początku odcinek specjalny o orku Davie rysowany jest przez innego rysownika ‒ Maxa Dunbara, któremu również nie można nic zarzucić. Nie pogniewałbym się, gdyby rysował częściej przygody naszych bohaterek.

Wydanie komiksu jak zwykle stoi na wysokim poziomie, do którego nie można się przyczepić, tak samo jak do tłumaczenia pani Marty Bryll. Jeżeli zaś chodzi o dodatki, to dostajemy jedynie kilka okładek alternatywnych. No i zeszyt o Davie.

QUO VADIS „RAT QUEENS”?

Nie mam pojęcia, w jakim kierunku zmierza seria i co Kurtis J. Wiebe przedstawi nam w kolejnych tomach. Wiem jednak, że obrana obecnie droga nie do końca mi się podoba. Być może całość jest celowym zabiegiem scenarzysty i z czasem wszystko nabierze sensu? Mam taką nadzieję.

Maciej Skrzypczak

Scenariusz: Kurtis J. Wiebe
Rysunki: Owen Gieni, Max Dunbar
Tłumaczenie: Marta Bryll
Wydawca: Non Stop Comics
Data wydania: kwiecień 2019
Liczba stron: 152
Format: 170 × 260 mm
Oprawa: miękka
Druk: kolor
Cena: 42 zł