A NIECH CIĘ, TESLA!
Tesla w oparach absurdu,


Nikola Tesla to jeden z tych naukowców, który częściej pojawia się w tekstach popkultury niż w szkolnych podręcznikach. Postać tego genialnego naukowca obrosła tak wieloma legendami, że trudno uwierzyć, ile z jego fantastycznych pomysłów zostało faktycznie zrealizowanych. Zatem na równi z wygranym pośmiertnie patentem radiowym, silnikiem elektrycznym i prądnicą prądu przemiennego wymieniane są takie „osiągnięcia” Tesli jak promień śmierci, incydent tunguski, czy pozaziemska komunikacja (która według geniusza miała faktycznie miejsce). Dlatego dla miłośników tej ikonicznej już postaci rozczarowującym może okazać się fakt, że naukowiec nie pojawia się osobiście w „A niech cię, Tesla!” Jacka Świdzińskiego. Pragnę jednak uspokoić potencjalnych czytelników – popkulturowy duch Tesli unosi się tam w gęstych oparach absurdu.

A całemu zamieszaniu winne jest niepozorne urządzenie – theremin. Oficjalnie jest ono elektronicznym instrumentem muzycznym skonstruowanym przez Lwa Termena w 1921 roku, przy wykorzystaniu transformatora Tesli. Jego dźwięk można usłyszeć podobno w „Whole Lotta Love” zespołu Led Zeppelin. W komiksie Jacka Świdzińskiego theremin staje się pretekstem do opowiedzenia fantastycznej historii, która w swym szaleństwie miesza ze sobą wątki politycznego thrilleru sci-fi oraz obyczajowości znad Wisły, przepuszczając je przez pryzmat krzywego zwierciadła. Na poziomie tekstu podstawowego, komiks składa się z czterech pozornie niezwiązanych ze sobą historii. Mamy naukowca, który w retrospektywie przybliża smutny i sensacyjny epizod z życia Tesli, w międzyczasie nadzorując ściśle tajny rządowy eksperyment. Bieżące sprawy komentuje w iście gombrowiczowskim monologu zaangażowany politycznie dygnitarz, węszący wszędzie międzynarodowe spiski. Nie zauważa jednak, że sowiecki szpieg czai się tuż za ścianą, zdemaskowany dopiero przez dzielną agentkę specjalną. Jednakże nawet ta misterna intryga nie jest w stanie zakłócić spokoju drobnomieszczańskiego małżeństwa z typowego M2. Wszystkie te wątki, pozornie ze sobą niezwiązane, sprytnie łączą się na kilku ostatnich stronach we wstrząsającym herbacianym finale. Tym samym theremin zostaje „humanitarną bronią masowego rażenia”, postać Tesli staje się jeszcze bardziej zmitologizowana, a pozostawiony sam na sam z powstałym chaosem czytelnik zadaje sobie pytanie: „i co teraz?’.

Komiks Jacka Świdzińskiego to przede wszystkim wielka układanka z mniej lub bardziej popkulturowych, historycznie zaangażowanych motywów. Zbiór zagadek, które wprost wpływają na złożoność kontaktu z narracją. Ten pozornie nieskomplikowany w swojej formie komiks wręcz wymusza na czytelniku wielowarstwową interpretację tekstu. Każdy kadr, każde słowo i obraz odsyłają do coraz to nowych skojarzeń. Bez podjęcia tego wysiłku przez czytelnika, historia może wydawać się płytka w swym chaosie. Pokazuje to tylko, jak świadomy komiksowego medium jest autor. W minimalistycznej, koncepcyjnej kresce zamyka całe bogactwo kunsztu języka rysunkowego, nie tylko jego ekspresyjność, ale przede wszystkim rebusowość. Świdzińskiemu udało się stworzyć pełne inteligentnego humoru wizualne układanki. Zdolność żonglowania formami języka widać również w dymkowych dialogach – dawno nie spotkałam się z tak naturalnym uchwyceniem i zaadaptowaniem języka mówionego. Jednakże najbardziej urzekającą cechą „A niech cię, Tesla!” jest bez wątpienia jego absurd. Ukryty pod szyldem fantastyki naukowej manifestuje się zarówno w rebusowej warstwie wizualnej, jak i w samym języku. Szalona i chaotyczna historia thereminu jest tak naprawdę komentarzem do współczesności. Narracja staje się polemiką ze stereotypowymi postawami i mitami społecznymi. W rezultacie wykorzystywany przez Świdzińskiego komizm absurdu pobudza do refleksji nad stanem świata. Autor robi to jednak w sposób całkowicie antymoralizatorski i bezpretensjonalny. Trudno oprzeć się wrażeniu, że Jacek Świdziński pełnymi garściami czerpie z tradycji teatru absurdu – nawet jeśli inspiracje te są bardziej intuicyjne niż uświadomione.

Zaczynam wyrabiać w sobie przekonanie, że na publikacjach wydawnictwa Kultura Gniewu trudno się zawieść – są one świadome, dopracowane i różnorodne. Nie inaczej jest w przypadku Jacka Świdzińskiego i jego „A niech cię, Tesla!”, gdzie w niecodzienności dnia codziennego wymykają się spod kontroli marzenia Nikola Tesli. A wszystko to możliwe dzięki oparom absurdu rodem znad Wisły.

Dziękujemy wydawnictwu Kultura Gniewu za egzemplarz komiksu do recenzji.

Justyna Janik

„A niech cię, Tesla!”
Scenariusz: Jacek Świdziński
Rysunki: Jacek Świdziński
Wydawca: Kultura Gniewu
Data wydania: sierpień 2013
Liczba stron: 132
Format: 145 x 200mm
Oprawa: miękka
Druk: czarno-biały
Cena: 39,90 zł