Noe

Bitwa o Arkę

222x300

„Zatem, utonie wszystko: drogi i mosty kołowe, urzędy skarbowe, gospodarstwa domowe. Powiadam: wszystko. Za wyjątkiem ciebie, chłopaku. Wypływasz jutro, Mandżur pakuj! Utopię waszą utopię. Utopię waszą utopię. Ja. Utopię waszą utopię. Utopię w potopie. Zarządzam pełne zanurzenie.”*

Trzeci tom „Noe”, „I wody spadły na Ziemię”, jest niczym innym jak kolejną twórczą interpretacją mitu o potopie, który przewija się przez wszystkie kręgi kulturowe. Jest żywą spuścizną tradycji judeochrześcijańskiej ubraną w formę komiksu. Problemem tekstów kultury popularnej, które są reinterpretacją mitów, jest ich jakość. O ile część z nich jest udana, to zmierzenie się z tak wymagającym materiałem, jakim jest Potop, jest trudne. „Noe” ma wielki potencjał, by być niezwykłą historią, chociażby taką jak tekst otwierający tę recenzję.

Niestety album nie jest wolny od błędów zarówno pod względem tekstu, jak i oprawy graficznej. To zdarza się najlepszym, jednak najwięcej gniewu i rozczarowania wywołuje zmarnowanie potencjału historii. Wszyscy wychowani w naszym kręgu kulturowym znają bowiem tę historię. Może ona być pasjonująca i opowiedziana z rozmachem. Jednak od drugiego tomu obserwujemy tendencję spadkową, jakby autorów przerosła monumentalność mitu. Przede wszystkim grafiki w wykonaniu Niko Henrichona nie należą do łatwych w odbiorze, poszczególne panele nie są równe. Pojedyncze kadry mogą zachwycać, jednak w ogólnym rozrachunku są schematyczne i niedokładne, a czasami wręcz brzydkie. O ile dość prymitywna kreska podkreśla toporność pewnych elementów (jak np. postacie olbrzymów lub fragment arki), to miejscami staje się męcząca.

Scenariusz i warstwa tekstowa pozostawiają wiele do życzenia. Mimo że komiks jest sztuką obrazkową, to tekst jaki towarzyszy akcji jest niezwykle ważny. Ma on uzupełniać treść, której nie zdołał zilustrować rysownik. Album składa się głównie z paneli bez słów, gdzie czasem pojawi się onomatopeja. Niestety nie mamy tu mistrzowskich ujęć w stylu Stana Sakai albo Alana Moore’a, którzy za pomocą kilku niemych paneli potrafią wyzwolić ładunek emocji.

„Noe: I wody spadły na Ziemie” składa się z ogromnej ilości scen batalistycznych, jednak nie są one szczególnie efektowne wizualnie ani nawet szczególnie interesujące. Może to wynikać ze zmiany sposobu pracy nad poszczególnymi tomami opowieści. Widać, że rysownik spieszył się, nie mógł w pełni rozwinąć skrzydeł, chociaż pozostawił nam smaczki jak otwarcie Księgi Rodzaju. Ogromna, pojedyncza strona bez kadrów, bez marginesów, jest monumentalna. Rodzący się kosmos jest idealnie skomponowany. Wizualnie stanowi najlepszy moment komiksu. Jest to jednak pojedyncza strona z sześćdziesięciu czterech.

Scenarzyści nie są również pozbawieni poczucia humoru. W opowieści o kreacjonizmie zdołali przemycić teorię ewolucji – odwołując się do głęboko zakorzenionej w popkulturze symboliki naszych przodków, którzy z małp przekształcają się w istoty ludzkie. Jest to raczej żart z rodzaju bardzo subtelnych. Niestety komiks ma bardzo słabe dialogi. Prawie nie istnieją. W połączeniu z wizualnymi rozwiązaniami sprawiają, że komiks czyta się bardzo szybko. Przypomina to przerzucanie stron, gdzie album to tylko obrazki ludzi z mieczami epatujące przemocą, a nie element wyższej kultury do jakiej aspiruje twórczość europejska. Takie ukształtowanie scenariusza jest rozczarowujące. Szczególnie, że pierwszy tom zapowiadał niebanalne ujęcie historii i doprowadził do powstania scenariusza filmowego. Widać jak z każdą stroną, każdym panelem, mamy przedstawioną bitwę o czytelnika. Jest to świetne, szczególnie że walka, nienawiść i emocje są tym, o czym jest ten tom. Niestety częściej autorzy wracają na tarczy niż z tarczą i oddają pola.

Portret psychologiczny poszczególnych bohaterów jest raczej płaski i przewidywalny. Zarysowanie cierpienia, ogromu ciężaru jaki spoczywa na Noem czy nienawiści Syna do Ojca jest niewystarczające i pozbawione głębi jaką mógłby ten motyw posiadać. Nie ma przeniesienia relacji Noe-Bóg i przedstawienia go na płaszczyźnie Noe-Cham w charakterze lustrzanego odbicia. Mamy zamiast tego bardzo sztuczne i wymuszone udramatyzowanie konfliktu. Każda postać jest raczej przeciętna. Nawet główny antagonista. Wynika to z pośpiechu i niedopracowania ostatnich dwóch części. Gdyż, jak głosi notka od wydawcy na tylnej okładce, dwa pierwsze tomy były inspiracją do powstania filmu „Noe: Wybrany przez Boga”, ale już trzeci tom został zainspirowany pierwszymi rysami scenariusza filmowego. Wystarczy spojrzeć na daty wydań poszczególnych albumów.

Błędy popełnili nie tylko autorzy, ale i wydawnictwo. Forma w jakiej został opublikowany trzeci tom „Noe” też pozostawia wiele do życzenia. Mimo że historia jest rozpowszechniona, brak jest chociażby cienia przypisów, które uczyniłyby ją łatwiejszą w odbiorze. Pokusiłbym się nawet o skorzystanie z przekładów Biblii oficjalnie aprobowanych lub znajomych polskiemu czytelnikowi. Niestety wydawnictwo Sine Qua Non poszło na skróty. Nawet numeracja stron jest nieco denerwująca, gdyż oficyna nadała własną, odbiegającą od numerów plansz nadanych przez autorów.

Szkoda, że wielki potencjał historii został tak roztrwoniony. Trzeba powiedzieć wprost – bitwa o Arkę została przegrana. Zatopiły ją wody, tak jak opisany świat, niestety nie mamy nadziei, że ujrzymy ląd. „Noe” pozostanie przynajmniej w tym tomie komiksem, który można przeczytać podczas przerwy śniadaniowej, nie zaś epicką opowieścią, do której mógł aspirować. Pozostaje nam zanurzyć się w tekstach kultury, które w lepszy sposób, a przede wszystkim ciekawszy przedstawiają mit Potopu. Jak choćby piosenka „Lao Che”. Zapowiadany czwarty tom zamykający sagę nie wróży rewolucyjnych zmian. Niestety.

Dziękujemy Wydawnictwu Sine Qua Non za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

*Autor wykorzystał bezwstydnie we wstępie fragment tekstu piosenki zespołu „LaoChe”- „Hydropiekłowstąpienie” z albumu „Gospel” wydanego przez Antenę Krzyku w 2008 roku.

Rafał Pośnik

Tytuł: „Noe” tom 3: „I wody spadły na Ziemię”
Scenariusz: Darren Aronofsky, Ari Handel
Rysunek: Niko Henrichon
Kolor: Niko Henrichon
Tłumaczenie: Marta Duda-Gryc
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Data premiery: 18.03.2014
Stron: 64
Format: 210×270 mm
Druk: kolor
Wydanie: I
Cena: 36,90 zł